wtorek, 30 kwietnia 2013

Detektywi nie z tego świata. "Tajemnice Nowego Orleanu"

Nowy Orlean to miasto tajemnicze, pełne miejsc przesiąkniętych przeszłością. Opowiadaniem o jego interesującej historii zajmują się członkowie agencji turystycznej: Nikki, Andrea, Patricia, Nathan, Mitch i Julian, prywatnie grupa przyjaciół, spędzająca ze sobą wolny czas. Właśnie podczas przerwy w pracy, będąc w ulubionej kafejce Nikki i Andrea wpadają na tajemniczego nieznajomego, który przyciąga ich uwagę. Kilka dni później Andrea ginie. Przedawkowała narkotyki. Policja uważa, że powróciła ona do dawnego nałogu. Innego zdania jest Nikki, której przyjaciółka śniła się w momencie śmierci. Od tego czasu zaczęła widzieć jej ducha. Wpada również często na spotkanego wcześniej mężczyznę. Kiedy opisuje go policji okazuje się, że był on agentem FBI i jakiś czas temu został zamordowany, także niemożliwe jest, że dziewczyna go widzi. Znajomi zaczynają podejrzewać, że Nikki dalej jest w szoku po śmierci przyjaciółki i niezbędna jest jej opieka psychologiczna.

Jedyną osobą, która ją rozumie jest Brent: rządowy specjalista zajmujący się zjawiskami nadprzyrodzonymi. Jemu duchy po raz pierwszy ukazały się w dzieciństwie, po wypadku jego rodziców. Od tego czasu nauczył się z nimi rozmawiać i pomagać im. Do Nowego Orleanu sprowadza go sprawa zabójstwa rządowego agenta, ale bardzo szybko zauważa on, że obie zbrodnie dużo łączy i że Nikki jest w ogromnym niebezpieczeństwie.

Tajemnice Nowego Orleanu zaskoczyły mnie całkowicie. Jest to nie tylko sprawnie skonstruowany kryminał, ale też książka z duszą (bądź z duchami, jak kto woli). Autorce udało się wpleść do powieści istoty nie z tego świata w sposób bardzo sugestywny, obrazowy. W pewnym momencie czytelnik ma wrażenie, że to taka specyfika Nowego Orleanu iż duchy krążą po ulicach, pomagają rozwiązać śledztwo, walczą z narkotykami czy zaprowadzają porządek na "swoim" cmentarzu. Ot, taka ciekawostka turystyczna miasta. Jednocześnie Heather Graham nie popada w przesadę dzięki czemu książka nie stała się groteskowa.

Kolejną zaletą powieści jest wartka akcja. W jednej chwili bohaterowie uprawiają bardzo gorący seks (tak, mamy w niej też wątki romansowe), po to by za chwilę pójść na cmentarz porozmawiać z zaprzyjaźnionym duchem czy podziałać na nerwy agentowi FBI. Autorka zaskakuje i trzyma w napięciu szczególnie, że każe nam osoby mordercy szukać w najbliższym otoczeniu ofiar.

Czytając Tajemnice Nowego Orleanu trudno uwierzyć, że Heather Graham zasłynęła głównie jako autorka romansów. Pierwszą powieść wydała w 1982 r. Obecnie jest najbardziej poczytną amerykańską autorką.

Jeżeli potrzebujecie lekkiego kryminału i nie odstraszają Was dziwni detektywi, to Tajemnice Nowego Orleanu powinny przypaść Wam do gustu. 

Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle


sobota, 27 kwietnia 2013

Krucjata u bram. "Śmierć w dzielnicy weneckiej"

Mam nadzieję, że nie macie jeszcze dość Feste. Nawet jeżeli to jest to (niestety, albo na szczęście zależnie od punktu widzenia) ostatnia recenzja jego przygód. Dlaczego o tym na końcu.

Pamiętacie zapewne, że ostatnio los zawiódł błazna i jego małżonkę do Konstantynopola. Ten sam los okrutnie z nich zakpił. Kiedy uporali się z zadaniem wyznaczonym im przez cech pod murami miasta pojawiło się dwieście okrętów czwartej wyprawy krzyżowej, a nasi bohaterowie zostali uwięzieni w mieście. Wiola jest błaznem cesarzowej, miejsce Feste na dworze cesarskim zajął karzeł Riko, a rozrywki na ulicach dostarcza młodziutki szczudlarz Plossus. Pieczę nad całym towarzystwem sprawuje oczywiście Feste, który został naczelnym błaznem Konstantynopola. Już same ich spotkania, podczas których dyskutują o sytuacji politycznej i planują kolejne posunięcia są dość barwne by czytelnik nie mógł oderwać się od książki. A oczywiście to nie wszystko co czeka na nas podczas lektury.

Znany nam już z części poprzedniej, cesarski skarbnik postanawia zaangażować błazny do poprowadzenia śledztwa w sprawie zagadkowej śmierci, która miała miejsce w dzielnicy weneckiej. Zabity był jego łącznikiem z wenecką flotą, dlatego też skarbnikowi trudno uwierzyć, że była to śmierć z przyczyn naturalnych, chociaż wiele poszlak na to wskazuje. Dodatkowo błazny mieszają się w politykę i starają zapobiec wojnie, która wisi na włosku.

Po raz kolejny najmocniejszą stroną książki są bohaterowie. Przede wszystkim błazny, które pojawiają się po raz pierwszy w Śmierci w dzielnicy weneckiej. Zarówno Riko jak i Plossus to indywidualności o niewyparzonym języku, z ironią podchodzący do tego co dzieje się wokół nich. Poznajemy też bardziej rodzinę cesarską. Przede wszystkim trzy księżniczki, które ciągle kłócą się  między sobą, która ma gorszego męża i nie mogą doczekać kolejnego zamążpójścia. Oczywiście nie zawodzi również cesarzowa, która absolutnie nie spokorniała. Uważa się za to bardziej powołaną do rządzenie krajem od swojego, uciekającego z pola bitwy, męża.

Tym razem historię poznajemy nie tylko z ust Feste. Dopuszcza on czasem do głosu swoją małżonkę, zapewniającą nam podgląd na kobiecy dwór cesarzowej i intrygi, które mają tam miejsce. Jednocześnie też Wiola wnosi do powieści trochę kobiecego zrzędzenia na męża, narażającego się na niebezpieczeństwa i nie dbającego o spokój ciężarnej żony.

Dodatkowym atutem książki jest barwna historyczna mozaika stworzona przez autora. Wbrew pozorom ten zabawny kryminał ma silne podstawy historyczne jeżeli chodzi o wydarzenia związane z czwartą krucjatą. Alan Gordon postarał się sięgnąć do relacji ludzi znajdujących się po obu stronach murów obronnych.

Niestety przyszedł czas na rozstanie się z Feste i jego towarzyszami. Trzynasta noc, Błazen wkracza na scenę Śmierć w dzielnicy weneckiej to jedyne książki z serii Gildia błaznów, które ukazały się w Polsce. Co prawda Alan Gordon skończył kilka lat temu pracę nad ósmą częścią cyklu, ale żadne z polskich wydawnictw nie podjęło się wydania kolejnych jego książek.

Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle


Wschodnie śledztwo. "Błazen wkracza na scenę"

Feste poznaliście kilka dni temu, kiedy, w Trzynastej nocy, mierzył się ze swoim dawnym wrogiem. Spotkanie z nim mogło się dla niego zakończyć tragicznie i pozostawiło mu trwały uraz do pewnego rodzaju broni.

Minęło kilka miesięcy, Feste nadal pozostaje w Orsyno gdzie leczy rany i zaznaje przyjemności płynących z... małżeństwa. Tak, tak, błazen się ożenił i to z księżną Wiolą. Dodatkowo jego żona postanowiła porzucić wygodne i ograniczone konwenansami życie i zostać terminatorem w cechu błaznów. Kiedy więc Feste dostaje polecenie udania się do Konstantynopola i zbadania zaginięcia/śmierci wszystkich tamtejszych członków bractwa nie wyrusza sam, ale z ukochaną przebraną w męski kostium.

Tym razem wplątują się w zbrodnię, która momentami jest przerażająca, czasem polityczna, często za to śmieszna i zaskakująca. Konstantynopol zdecydowanie nie jest miastem przyjaznym błaznom. W tajemniczych okolicznościach zniknęły wszystkie, które przebywały w mieście. Nikt nie wie co się z nimi stało, ciał nie odnaleziono, a w pozostawionych przez nich rzeczach nie ma żadnych wskazówek. Jedyne dwie osoby, chcące i potrafiące pomóc bohaterom to "nawrócony" błazen, który opuścił szeregi bractwa oraz Izaak, zakapturzona postać, przywódca półświatka, bez którego wiedzy nie dzieje się nic nielegalnego i którego wpływy są ogromne. Przyznacie sami, że tacy pomocnic nie budzą zaufania jeżeli trzeba zaryzykować własne życie.

Błazen wkracza na scenę jest książką zdecydowanie bardziej komediową od swojej poprzedniczki. Sprawiają to zarówno małżeńskie sprzeczki Feste i Wioli jak i postaci zamieszkujące dwór cesarskich, a przede wszystkim cesarzowa- harpia, prawdziwy postrach męża i dworzan. Do tej zaszczytnej kompanii dołącza jeden urzędników postanawiających wykorzystać Feste do swoich celów i prowadzący z nim wielce interesujące rozmowy oraz dwóch jego żołnierzy. Jest to absolutnie mieszanka wybuchowa- powodująca u czytelnia wybuch dobrego humoru.

W ogóle Błazen wkracza na scenę jakoś bardziej przypadł mi do gustu. Intryga kryminalna była dla mnie łatwiejsza do ogarnięcia, a jednocześnie bardzo wciągająca. Język, którym opisano Konstantynopol sprawił, że poczułam się jakbym oglądała go własnymi oczami, a bogactwo charakterów zaskakiwało i sprawiało, że nuda nie była możliwa. 

Po raz kolejny mogę gorąco polecić przygody Feste. Z ogromnym uśmiechem na ustach.

Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Nie tylko klaun. "Trzynasta noc"

Tajne stowarzyszenia, które wpływają na wielką politykę istniały od zawsze i zapewne w dalszym ciągu mają się całkiem nieźle. Jednym z nich jest Gildia błaznów. Jej członkowie rozsiani są po całym świecie. Chowając twarz za grubą warstwą makijażu, zabawiają zarówno bogaczy jak i biedaków zbierając przy okazji informacje i sterując losami ludzi.

Człowiekiem, który zabierze nas do tego barwnego średniowiecznego świata jest Feste. Nie najmłodszy już błazen, którego spotykamy w karczmie gdzie topi w alkoholu swoje smutki i oddaje się lenistwu. Z otępienia, w które popadł wytrąca go posłaniec przynoszący informację, że zginął książę Orsyno. Cech wysyła Feste, żeby ten przyjrzał się sprawie. Jako że szef gildii spodziewa się jednak, że w Orsynie oczekiwał będzie na błazna jego dawny wróg, Malwolio, Feste dostaje nakaz pojechania tam w przebraniu kupca. Jest to dla niego nowa sytuacja, w której początkowo nie może się odnaleźć i już na samym początku pobytu popada w kłopoty. 


 Feste w Orsyno zmierzy się nie tylko z mordercą, który czeka na jego powrót, ale również z dość skomplikowaną sytuacją towarzyską. Na czele dwóch największych rodów stoją bliźnięta: księżna- wdowa Wiola, jej brat Sebastian i jego żona Oliwia. Każde z nich pożąda władzy i widzi siebie w roli regenta. I nie wszyscy pokazują swoje prawdziwe oblicze. 

Przyznam, że gubiłam się trochę w fabule, która jest w pewnym sensie, kontynuacją szekspirowskiego Wieczoru Trzech Króli. Wstyd powiedzieć, ale tej klasyki nie czytałam/oglądałam więc nie wszystkie odniesienia były dla mnie oczywiste. 

Pomimo tego jestem tą książką absolutnie zachwycona. Trzynasta noc to świetny kryminał, a sam błazen okazuje się być niezłym detektywem. Zbrodniarz nie zamierza poprzestać jedynie na morderstwie księcia i stara się wysłać w zaświaty, śladem władcy, kolejne osoby. Kryminalna intryga niejednokrotnie zaskakuje, a prowadzone przez Feste śledztwo wciąga czytelnika. Wydawało mi się podczas lektury, że zagadka jest prosta do rozwiązania i że wiem kto jest mordercą. Przekonałam się jednak, że miałam rację tylko połowicznie.

Oczywiście książka traktująca o przygodach błazna nie mogłaby istnieć bez dużej dozy humoru. Co prawda Trzynastą noc trudno określić mianem komedii, ale autor postarał się o to, żeby czytelnik uśmiechnął się podczas lektury. A wszystko to jest zasługą zarówno Feste, który opowiada o swoich przygodach z ironią, sceptycznie podchodząc do niektórych swoich czynów, jak i innych bohaterów w tym "krwiożerczego" ogiera błazna: Zeusa.

Trzynasta noc rozpoczyna całą serię książek traktujących o przygodach Feste. W obecnej chwili cykl autorstwa Alana Gordona liczy sobie osiem pozycji, z czego tylko trzy zostały wydane w Polsce.

Do lektury tej książki zachęcam wszystkich miłośników kryminałów i powieści historycznych. Ja zaś wracam do sarkastycznego błazna, wysłuchać opowieści o jego kolejnych przygodach.

Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle


sobota, 20 kwietnia 2013

Kolejne starcie z Duńczykami. "Zwiastun burzy"

Kiedy ostatnio żegnałam się z Uthredem przyczynił się on właśnie do wygrania bitwy z Duńczykami i zabił jednego z ich wodzów. Niestety nie posłuchał rad bardziej doświadczonych wojowników i zamiast pojechać z informacją o zwycięstwie do króla, udał się do żony. Kiedy z opóźnieniem przybył na dwór przekonał się, że ktoś przypisał sobie jego zasługi, a on sam, po raz kolejny, stał się persona non grata.

Od tych wydarzeń rozpoczyna się druga część sagi wikingów. Uthred nie jest już chłopcem znanym nam z poprzedniej książki, ale dwudziestoletnim młodzieńcem, który dalej nie umie poskromić swojego języka i zapanować nad zachowaniem za to bez problemu zjednuje sobie wrogów, W dalszym też ciągu pogardza słabym królem Alfredem, wierzącym, że da się zawrzeć pokój z najeźdźcami, a jednocześnie pozostaje zależny od rozkazów władcy, gdyż ślubował mu służyć. A władca skazuje go za karę na bezczynne tkwienie w domu, w oddali od kompanów za to z licznymi wierzycielami pod bokiem. Ta sytuacja popycha Uthreda do poszukania zarobku na morzu. Podczas pirackiego rejsu poznaje kobietę, która zmieni jego życie. Zostanie on też w końcu zmuszony do opowiedzenia się po jednej ze stron w nadchodzącej wojnie. Będzie musiał zadecydować czy jest Anglikiem czy Duńczykiem.

Tak jak było to w przypadku części poprzedniej (Ostatnie królestwo), jak i zapewne w przypadku kolejnych, naszym przewodnikiem po nękanej wojnami Anglii jest sam główny bohater. Patrzy on z perspektywy czasu na swoje zachowanie, dostrzega i podkreśla młodzieńczą butę, a jednocześnie prostymi słowy opowiada historię swojego życia. Dzięki czemu mamy wrażenie jakbyśmy siedzieli wraz z nim przy ognisku i słuchali opowiadań starca, wspominającego chwalebną młodość.Ten sposób narracji sprawia, że od książki trudno jest się oderwać. 

Tak naprawdę, wszystkie pochwały, które pisałam pod adresem Ostatniego królestwa są aktualne w stosunku do Zwiastuna burzy. Autorowi udało się stworzyć bohaterów, którzy śmieszą, irytują, przerażają, ale nie pozwalają przejść obok siebie obojętnie. Dzięki nim książka nie jest tylko zapisem kolejnych potyczek, ale żyje własnym życiem. Miałam wrażenie, że Zwiastun burzy jest trochę pogodniejszy od pierwszego tomu. Wszystko to przez nowych bohaterów wprowadzonych przez Cornwella, a szczególnie ojca Pyrlinga: kapłana- wojownika o niewyparzonym języku.

Zostawiam Uthreda, który jednocześnie cieszy się i rozpacza, świętuje triumf i klęskę. Na pewno już niedługo sprawdzę co zmieniło się w jego życiu w kolejnych tomach.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Instytutowi Wydawniczemu Erica


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Mała czarna kuleczka... "Zostań".

Czego nie należy robić pod wpływem alkoholu? Prowadzić samochodu, podejmować ważnych decyzji, dzwonić do byłych itd. Allie Larkin do tej listy dołożyła jeszcze jeden, ważny punkt: robić zakupów w sieci.

Jak bardzo ważna jest ta wskazówka przekonuje się bohaterka Zostań Savannah. Bycie świadkiem ślubu swojej najlepszej przyjaciółki i mężczyzny, w którym kocha się od lat jest dla niej tak przygnębiającym przeżyciem, że wieczór spędza popijając martini i oglądając „Rin Tin Tina”. Zainspirowana przygodami dzielnego psa postanawia nabyć szczeniaczka. Pada na owczarka niemieckiego. Savannah zakupuje go za pośrednictwem słowackiej strony internetowej. Szumiący w głowie alkohol sprawia, że nie przeszkadza jej fakt, że większość z zamieszczonego na niej tekstu nie jest przetłumaczona na angielski. Ważne, że jest napis „szczeniaczki” i że na zdjęciach psiaki wyglądają słodko.

Jak można się domyślić zwierzak, który kilka dni później czeka na nią na lotnisku zdecydowanie nie jest małą, słodką kuleczką. Transporter, w którym przyleciał sięga Savannah do ud, a zakupiona wcześniej obroża może mu się zmieścić jedynie na łapę. Dodatkowo zwierzak rozumie komendy jedynie w języku słowackim, co nieco utrudnia komunikację. Jednak Joe okazuje się być idealnym lekarstwem na samotność. Dodatkowo sprawia, że Savannah zaprzyjaźnia się z przystojnym weterynarzem.

Stworzenie, które wprowadziło w życie bohaterki mnóstwo chaosu jednocześnie pomoże jej odzyskać spokój i ułożyć swoją przyszłość. Savannah musi nauczyć się żyć z jedynymi bliskimi jacy jej pozostali, musi stawić czoła przeszłości i w końcu przekroczyć próg rodzinnego domu.

Zostań to całkiem sympatyczna książka o miłości i przyjaźni. Nie należy spodziewać się nowatorskiej fabuły gdyż oparta jest na typowym schemacie komedii romantycznej. Z wszystkimi jego wzlotami i upadkami. Książka należy do tych przyjemnych lektur, które czyta się błyskawicznie. Przesycona jest nie tylko ciepłem, ale i humorem. Czytając o pierwszych kontaktach Savannah i Joe'go nie sposób się nie uśmiechnąć.

Zostań jest debiutem pisarskim Allie Larkin. Napisanie książki zajęło autorce 7 lat. W tym czasie w jej domu zamieszkał szczeniak owczarka niemieckiego, który stał się pierwowzorem Joe'go.

Przyznam, że jak na moje potrzeby Joe jest troszkę za grzeczny. Spodziewałam się, że będzie większym rozrabiaką (efekt namiętnego oglądania od najmłodszych lat filmów o psach- policjantach). Co nie zmienia faktu, że książka przypadła mi do gustu, znowu obudziła chęć posiadania psa i spowodowała maraton Komisarza Alexa.

środa, 10 kwietnia 2013

Diabla mistyfikacja. "Siarka"

Pomysł zaprzedania duszy diabłu był wykorzystywany przez literaturę i film wielokrotnie. Wystarczy wspomnieć doktora Fausta czy naszego rodzimego Pana Twardowskiego. Tym razem do tej idei odwołują się Preston i Child.

Krytyk sztuki Jeremy Grove zostaje znaleziony martwy w swoim domu. Ciało jest na wpół spalone, zaś obok niego wypalony jest ślad kopytka. Dodatkowo wszystko śmierdzi siarką jeszcze bardziej przywołującą na myśl piekło. Przed śmiercią zmarły wykonał trzy telefony. Do katolickiego kapłana i dwóch, pozornie sobie nieznanych mężczyzn. Prowadzący śledztwo agent Pendergast, wraz z sierżantem D'Agostą, starają się znaleźć pomiędzy nimi powiązania. Przyglądają się również wszystkim tym, którzy zgromadzili się na kolacji wydawanej przez ofiarę w wieczór śmierci. Prawie wszyscy z nich skorzystali na tym zgonie.

W ciągu kilku dni, w bardzo zbliżony sposób, ginie jeden z tajemniczych rozmówców Grove'a, a kolejny opuszcza w pośpiechu Stany Zjednoczone i udaje się do Florencji gdzie znajduje się ściśle strzeżony oddział jego firmy. Detektywi odkrywają, że wszyscy ci mężczyźni poszukiwali jeszcze jednej osoby. To właśnie ona stanowi jedyny ślad, który prowadzi ich do Włoch. Tam spotykają się z prawdziwie diaboliczną postacią i niebezpiecznym, śmiercionośnym urządzeniem.

Siarka utrzymuje przyzwoity poziom serii powieści z agentem specjalnym Pendergastem. Jak zwykle wydarzenia toczą się szybko, czytelnik jest zaskakiwany coraz bardziej niesamowitymi sytuacjami, zaś zakończenie budzi strach i niedowierzanie. Mimo wszystko miałam jednak wrażenie, że całość fabuły jest przekombinowana. Maszyna, której używa zabójca wydaje się być własnością MacGyvera czy Inspektora Gadgeta, zaś same zbrodnie mają przestraszyć policjantów i wyprowadzić ich w błąd. Stąd też liczne ślady diabła, zapach piekła, czy wyprute wnętrzności. Choć z drugiej strony muszę zauważyć, że sam morderca jest mistrzem w swoim „fachu”, czynienie zła traktuje jak swoistą formę sztuki, a ze zbrodni robi arcydzieło.

Po raz pierwszy mamy w Siarce wspomnianego młodszego brata agenta Pendergasta: Diogenesa, geniusza zła znanego czytelnikom późniejszych powieści. Autorzy wprowadzają tę postać bardzo dyskretnie. Pendergast mówi, o liście, który od niego otrzymał, opowiada też o wspólnym dzieciństwie i sadystycznych skłonnościach Diogenesa.

Brakowało mi w tej książce tego ironicznego humoru, który do powieści Prestona i Childa wnosił Bill Smithback. Pojawiają się za to nowi bohaterowie, którzy odegrają później znaczące role. Miałam wrażenie, że Siarka została potraktowana troszkę po macoszemu, jako pewnego rodzaju wprowadzenie do trylogii braci Pendergastów. A szkoda bo pomysł był zdecydowanie nietuzinkowy i mogło powstać mroczne arcydzieło.Co nie zmienia faktu, że jest to książka ciekawa i godna polecenia.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Indiańska tajemnica. "Nadciągająca burza"

Nigdy nie myślałam, że będę czytać książkę Prestona i Childa bez autentycznego zainteresowania. Tak niestety było tym razem. Zapewne częściowo miał na to wpływ braku w Nadchodzącej burzy postaci agenta Pendergasta. Jednak to zdecydowanie nie był jedyny powód.

Akcję powieści należałoby umiejscowić pomiędzy Relikwiarzem a Gabinetem osobliwości. Archeolog Nora Kelly otrzymuje, wysłany po szesnastu latach od napisania, list. Jego autorem jest jej zaginiony ojciec. Opisuje on w nim prowadzone przez siebie poszukiwania Quiviry, legendarnego miasta Indian Anasazi. Jego odkrycie byłoby dokonaniem na miarę otwarcia grobowca Tuttenchamona. Na rekonesans jego śladami udaje się niewielka ekspedycja, której przewodzi Nora. Resztę zespołu stanowią ludzie wybrani przez sponsora wyprawy. Są to m. in. jego córka i dziennikarz Bill Smithback. Każdy z uczestników to zarazem specjalista w swojej dziedzinie jak i wielka indywidualność co już od początku budzi niesnaski. Szczególnie, że muszą się oni podporządkować młodej, niezbyt znanej w świecie naukowym kobiecie. Tym logicznie myślącym osobom przyjdzie zmierzyć się z pierwotnym złem, istotami, których istnienia nawet nie podejrzewali, a które zrobią wszystko żeby uniemożliwić badaczom osiągnięcie celu.

Wraz z wyprawą wyruszamy na płaskowyż Kolorado, żeby wśród skał i piasku szukać drogi do Quviry. Przyznam, że to był element powieści, który obudził moją agresję. Za każdym razem kiedy autorzy drobiazgowo opisywali kolejny fragment kanionu, wyschnięte koryto, kamienisty szlak, skalny grzbiet itd. itp. miałam ochotę cisnąć książką. Tak samo było w przypadku każdych napotkanych śladów obecności Indian Anasazi. Szczegółowe opisy ich siedzib sprawiały, że traciłam zainteresowanie lekturą.

W ogóle Nadciągająca burza robiła na mnie wrażenie dość rozwlekłej i ospałej powieści. Bohaterowie jadą przez kaniony i marudzą, że za mało wygód; że brak helikoptera; że na pewno nic nie znajdą, a w ogóle to „czy daleko jeszcze”? Niby jest to tylko fragment książki, ale zdecydowanie wpłynął na jej tempo i moje jej postrzeganie.

Równie pozbawione życia co podróż wydają się być same wykopaliska. Czytelnik ma świadomość istnienia ludzi w wilczych skórach, którzy czają się gdzieś w mroku i zagrażają ekspedycji, ale brakowało mi napięcia znanego z poprzednich książek Prestona i Childa. Nadciągająca burza nie była w stanie całkowicie mnie pochłonąć.

Mimo wszystko nie skreślam tej książki, gdyż nie jest ona całkiem zła. Po prostu ciekawa fabuła została trochę "zagadana". Tym, którzy chcieliby dopiero zapoznać się z twórczością Prestona i Childa polecam raczej serią z agentem Pendergastem.

sobota, 6 kwietnia 2013

Bez pary na wesele. "Single"

Single na weselu to chyba jeden z badziej ulubionych motywów Hollywood. Poczynając od przystojniaków polujących na druhny, poprzez pary, które świeżo się rozstały, a kończąc na tych, którzy marzą o przekonaniu się że nowy partner/partnerka swojej byłej miłości jest gruby/szpetny/nieinteligentny, a najlepiej jakby posiadał wszystkie te cechy.

Single częściowo również odwołują się do znanych motywów. Hannah, jedna z druhen, ostatnie chwile przed ślubem spędza nie na pomaganiu pannie młodej w przygotowaniach, ale na wypatrywaniu przez okno Toma i jego dziewczyny oraz sms-owaniu z Robem, który w ostatniej chwili wymigał się od udziału w weselu. Jedynym pocieszeniem dla Hannah będzie Vicky. Tyle tylko, że koleżanka jest jeszcze bardziej przybita całą uroczystością i najchętniej spędziłaby ją w hotelowym pokoju korzystając z antydepresyjnej lampy, którą ze sobą przywiozła. Oprócz nich na weselu bez pary zjawiają się jeszcze John, skonfliktowany z rodziną wujek panny młodej i Phil, który przyjechał w zastępstwie za chorą mamę.

Drogi całej czwórki niejednokrotnie przeplotą się ze sobą podczas wesela.Szczególnie, że część nich będzie szukała pociechy w tym samym hotelowym barze. Nowe znajomości, podane w dobrej intencji "tabletki rozluźniające" i nadmiar alkoholu doprowadzą do prawdziwego galimatiasu.

Single to jedna z tych książek, które czyta się błyskawicznie i które świetnie się sprawdzają jako poprawiacz humoru. Chociaż zdecydowanie jest to powieść o słodko-gorzkim zabarwieniu. Każdy z bohaterów przywiózł na wesele swoje problemy, niezadowolenia z własnego życia i pracy, a także wspomnienia dawnych miłości. Autorka w swej opowieści przeskakuje od jednej postaci do drugiej, każdej z nich poświęcając osobny rozdział. Dzięki czemu możemy śledzić wydarzenia dziejące się jednocześnie w kilku miejscach, a także skupić uwagę na losach konkretnej postaci.

Dla Meredith Goldstein Single to debiut powieściowy, ale na pewno nie literacki. Na co dzień pisze ona dla "Boston Globe" gdzie prowadzi dział rozrywkowy oraz kącik porad miłosnych. Zapewne przychodzące do redakcji listy częściowo wpłynęły na fabułę książki.

Przyznam, że spodziewałam się bardziej "hollywoodzkiej" książki. Takiej gdzie wszystko jest różowe, nikt nie rozpacza nad zmarnowanym życiem i wszyscy rzucają w młodą parę kwiatowym konfetti. Single zdecydowanie nie prezentują takiej cukierkowej wizji świata. Dlatego książkę polecam tym, którzy mają ochotę na komedię z niedużą nutką refleksji.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu M


Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle


piątek, 5 kwietnia 2013

Stosik marcowy w kwietniu

 Z drobnym, kilkudniowym opóźnieniem pokażę Wam jeszcze jeden marcowy stos. Tym razem niewielki. Ale zacznę od chwalenia się.
Miło mi ogłosić, że nawiązałam współpracę z  Wydawnictwem M.Recenzja pierwszej otrzymanej od nich książki już na dniach.


A teraz stosik:


Dwa pierwsze egzemplarze to efekt wyżej wspomnianej współpracy. Są to:
1. Meredith Goldstein, Single
2. Auilina Mike, Tajemnica Graala

Reszta zdobyczy została przyniesiona z biblioteki:
3. Agata Christie, Pora przypływu
4. Douglas Preston, Lincoln Child, Siarka
5. Douglas Preston, Lincoln Child, Nadciągająca burza
6.David Starkey, Królowe. Sześć żon Henryka VIII 

Znaleźliście coś dla siebie?

wtorek, 2 kwietnia 2013

Zagadka matematyczna

Dzisiaj mam dla Was zagadkę, która mój humanistyczny umysł pokonała i doprowadziła do obłędu.

Równo tydzień temu (we wtorek 26 marca) panowie zrzucający z dachu śnieg zerwali mi kabel po którym biegnie internet. Awaria została zgłoszona od razu i miała być naprawiona w maksymalnie 48 godzin. Nie została do tej pory, za to najświeższa informacja z infolinii dostawcy internetu brzmi: technicy przyjdą w piątek (5 kwietnia). I teraz pytanie: jakim cudem 48 godzin trwa 11 dni?

Odpowiedzi wraz z uzasadnieniem proszę zostawić pod postem :-). Obliczenia mile widziane.


 Odkryłam jeden plus całej tej sytuacji: przeczytałam przez ten tydzień stertę książek (w tym kilka do marcowych wyzwań gdyż cały czas miałam nadzieję na szybką naprawę). Niestety nie wiem kiedy dane będzie mi o nich napisać. Dzisiaj udało mi się skorzystać z gościnności biblioteki, ale kiedy znowu będę miała szansę nie mam pojęcia. Także pozostaje mi jedynie przeprosić za nieodpowiadanie na Wasze komentarze i liczyć na przybycie panów techników. (stają się dla mnie powoli zakutymi w zbroję rycerzami na białych koniach, którzy przyniosą ratunek zamkniętej w wieży niewieście).