piątek, 31 stycznia 2014

Na zimnej Północy. "Skald. Karmiciel kruków"

Powróciłam znowu do krainy wikingów. Tym razem jednak zabrał mnie do niej nie Bernard Corwell, a polski pisarz: Łukasz Malinowski. Wraz z jego bohaterem, Skaldem, Ainarem wędrowałam po Skandynawii X wieku. Dziwna to była podróż.

Na książkę składają się trzy różne opowiadania. Opisują one konkretne przygody Ainara, a jednocześnie składają się na historię jego życia.Pierwsze z nich było dla mnie ogromnym zniechęcaczem do dalszej lektury. Zapewne miało opowiadać o zdradzie i podstępie, ale ścielący się co chwila trup sprawiał, że fabuła gdzieś zaginęła. Jego jedynym plusem było to, że było niedługie. Ale pozostawiło we mnie ogromną obawę przed tym co czeka mnie dalej.

Przyznam, że dalej było lepiej. W drugiej części Ainar zmierzył się z nieszczęśnikiem wstającym z grobu i pragnącym zemsty i miłości. Sam pomysł może nie jest nowatorski, ale został przedstawiony w ciekawy sposób, pojedynek na wiersze pomiędzy trupem a skaldem był przeuroczy i zabawny.

źródło
Z kolei część trzecia mnie zaskoczyła. Malinowski zabiera nas do odizolowanego od świata klasztoru, gdzie Ainar leczy rany. Z jego przybyciem zbiega się początek serii morderstw. Mnisi są zabijani w okrutny sposób, a następnie zabójca odcina im ucho. Pierwsze z nich zostaje dostarczone Ainarowi przez małą dziewczynkę, która nazywa go ojcem i towarzyszy mu podczas śledztwa. Dodatkowo w klasztornych murach pojawia się piękna, czarnowłosa niewiasta, która wodzi ojców na pokuszenie. Przypomina Wam to coś? Bo mnie tak. W tym opowiadaniu Ainar miał dla mnie twarz Seana Connery'ego, który, jako William z Baskerville prowadził śledztwo w Imieniu róży. Nie wiem czy moje skojarzenia są słuszne. W każdym razie było to zdecydowanie najciekawsze z opowiadań.

źródło
Łukasz Malinowski stworzył świat zdecydowanie bardziej surowy niż ten, który pokazywał nam Corwell (chociaż obaj napisanie powieści poprzedzili badaniami historycznymi). Tu wikingowie są gospodarzami, a cała kraina przyzwyczajona jest do ciągłych walk i wzajemnych najazdów. Okrucieństwo i śmierć to rzeczy, które mieszkańcom Północy towarzyszą stale.

Z kolei ciekawostką jest to, że autor nie odwołuje się do znanej nam mitologii. Sięgnął on głębiej do tradycji wikingów i stworzył religię, na którą składają się znane powszechnie wierzenia i literacka fikcja. Wykorzystał mniej znane, ale zapisane w źródłach, imiona bóstw przez co książka wydaje się brzmieć bardzo obco.

Skald. Karmiciel kruków nie przekonał mnie do siebie. Nie potrafiłam się zatopić w fabule, nie czytałam z przejęciem. Momentami byłam zaciekawiona, a momentami wręcz znudzona. Myślę jednak, że dla miłośników wikingów powieść ta może okazać się bardzo interesująca.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Instytutowi Wydawniczemu Erica.


Książkę zgłaszam do wyzwania: Historia z trupem

wtorek, 21 stycznia 2014

Historyczne porno. "Królewska Nierządnica"

Niestety nie da się inaczej tej książki, a już na pewno jej kilkunastu pierwszych rozdziałów określić. Ja rozumiem wszystko. Że trudno jest pisać o losach kurtyzany nie opisując jej zawodu. Ale czy trzeba tak dokładnie? Ze szczegółami? Tak, żeby czytelnik dostawał pełne instrukcje jak, z której strony, ile razy... A do tego jeszcze w pakiecie barwny opis anatomicznych szczegółów.

Królewska Nierządnica jest opowieścią o Nell Gwynn, jednej z licznych kochanek Karola II. Poznajemy ją, jak w dniu powrotu monarchy z wygnania do Londynu postanawia odmienić swoje życie. Nie chce już być narzędziem w rękach matki- alkoholiczki, popychadłem używanym do wszelkich posług. Niestety jedyną drogę do poprawy swojego losu widzi w handlowaniu własnym ciałem. Jednak nie mająca doświadczenia dziewczynka łatwo daje się oszukać i skrzywdzić. Dlatego schronienia szuka u siostry, Rose, która para się tym fachem znacznie dłużej. Ale życie w burdelu nie jest tak różowe jak wydawało się Nell na początku. Jednak udaje jej się w końcu znaleźć swoje szczęście.

Gdyby Nell była chłopcem to byłaby małym ulicznikiem, pełnym sprytu i hardości, a że nie jest to stała się pyskatą ladacznicą, a później, uwielbianą przez widzów, aktorką. Taką, która potrafi się odszczeknąć każdemu, a jednocześnie budzi wiele sympatii. Chyba jednej i drugiej cesze charakteru w tym samym stopniu Nell zawdzięczała to, że zwróciły się w jej stronę oczy najważniejszych w państwie osób.

Historia Nell przypomina trochę historię Kopciuszka. Uboga dziewczyna znajduje swojego księcia z bajki i wiedzie z nim, prawie szczęśliwe, życie. Ta bajkowa historia, która wydarzyła się naprawdę, jest ogromnym atutem książki. Sprawia, że mogą po nią sięgnąć nie tylko miłośnicy historii.

Gillian Bagwell doskonale uchwyciła klimat Londynu drugiej połowy XVII w. Przenosi nas z obskurnych burdeli wprost do królewskiego zamku, a potem do, świeżo otworzonego teatru. Każde z tych miejsc tętni życiem, jest barwne, żadne nie robi wrażenia sztucznego czy stworzonego przez autorkę na siłę. Tak samo jest w przypadku postaci, które spotykamy. Mogą być złe albo dobre, możemy je kochać bądź nienawidzić ale nie przechodzimy obok nich obojętnie. 


źródło
I wszystkie te zalety Królewskiej Nierządnicy trochę bledną w obliczu niesmaku jaki pozostawiły po sobie pierwsze rozdziały. Później autorka skupiła się na opisywaniu romansu i Nell i Karola, a nie tylko na jej erotycznej działalności i książka zaczęła być wciągająca. Mam takie wrażenie, że tam, gdzie trudno było znaleźć jakieś konkretne informacje na temat życia Nell Gillian Bagwell wstawiła barwne sceny seksu. Zaś kiedy bohaterka związała się z królem i jej życie stało się lepiej udokumentowane, autorka mogła czerpać ze źródeł i nie potrzebowała takiego "zapychacza".

Gillian Bagwell jest, na razie, mało znaną u nas autorką powieści historycznych, których akcja osadzona jest w XVI i XVII w. Jest ona nie tylko pisarką, ale również pasjonatką historii Anglii tego okresu. Do tej pory spod jej pióra wyszły trzy książki (tłumaczenia na polski doczekała się jedna).

Królewska Nierządnica nie jest książką idealną, ale jest wciągającą lekturą, która przenosi czytelnika w czasie.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

"Perełki z wyszukiwarki" czyli czego szukać, żeby do mnie trafić?

źródło
Oglądałam takie zestawienia niejednokrotnie na Waszych blogach, zaśmiewałam się z nich i zazdrościłam bo na mój ludzie trafiali szukając jakiś normalnych rzeczy. W grudniu się to zmieniło. I to zdecydowanie. Oto i moje zestawienie "perełek z wyszukiwarki". Poczynając od tylko lekko nietypowych do takich, w które dalej nie mogę uwierzyć. Zaczynajmy:


 hetera blog 
No naprawdę... Ostatnie hetery widziano w starożytnej Grecji (a ja aż tak stara nie jestem). Wymarły. Jak dinozaury. Teraz się o nich call girl mówi.
nowa mysz herb 
Na początek chętnie bym zobaczyła herb starej myszy
 
Henryk VIII książki z ilustracjami 
Zgadzam się, że te literki w książkach są przereklamowane. Ilustracje lepsze. Chcemy więcej obrazków!

dziecko pokazuje język 
Nie da się ukryć, że dzieci tak mają. Nie wiem jak mogłabym pomóc. Może doradzę: poczytaj mu książkę- zaśnie i będzie spokój. 
 
mąż naukowiec
Gratulować czy współczuć?

mapa piekieł botticelli
Botticelli oddaj mapę! Kolega chce na wycieczkę jechać!
 
ludzie karły foto galerie
Każdy ma jakieś zainteresowania
 
karzeł uprawia seks z dużą murzynką
Tak że ten. Ja tam nikomu do łóżka nie zaglądam
igraszki w łóżku 
Cieszę się, że kondycja dopisuje. I proszę o niewychodzenie z nimi na ulicę
 
Na koniec mój absolutny przebój. Po tej frazie trafiło do mnie aż 10 osób!
kobieta z dwoma waginami
Wolę nie pytać po co zainteresowanemu ona...

I jak? Coś Was zaskoczyło? Macie też jakieś swoje "perełki"?


sobota, 11 stycznia 2014

Krwiożerczy pajączek. "Tarantula"

Zawsze do książek, które wszyscy zachwalają podchodzę z dużą dozą nieufności. Tak na wszelki wypadek. Żeby się nie rozczarować. Nie inaczej było i tym razem. Trudno było mi uwierzyć, że książka, która swym formatem i objętością przypomina raczej broszurę niż powieść, może budzić tyle zachwytów. I pomimo tego, że przeczytałam ją z ciekawością dalej nie czuję się przekonana.

Historia opisana w Tarantuli od początku wydaje się być odrażająca i odpycha czytelnika. Już od pierwszych stron pomiędzy bohaterami czuć ogromną nienawiść.On ją zamyka, zmusza do prostytuowania, a ona dręczy go psychicznie. On, szanowany lekarz- chirurg plastyk, o niej nie wiadomo nic. I mogłaby by to być tylko kolejna powieść parapsychologiczna z brudnym seksem w tle, ale autor dokłada nam do niej jeszcze dwie historie: zbiega ukrywającego się przed policją w leśnej chatce i przetrzymywanego w lochu mężczyzny, który staje się ofiarą tytułowej Tarantuli

Przez chwilę (w końcu książka jest na tyle krótka i wciągająca, że jej czytanie idzie błyskawicznie) gubiłam się w tych poplątanych opowieściach. Wydawały mi się one być przypadkowe, a jednocześnie miałam pewność, że musi istnieć między nimi jakiś związek. Autor zasiał we mnie niepewność, którą bardzo chciałam rozwiać. I przyznam, że nie spodziewałam się takiego zakończenia. Tylko że... z jednej strony mnie ono zaszokowało, ale z drugiej rozczarowało. Było takie banalne i jakby pochodzące z innej powieści.

źródło
Tak samo bardzo "nierówne" wydawały mi się poszczególne historie. Ta o Tarantuli oraz ta o Rogerze i Ewie pochłaniały mnie całkowicie. Za to przestępca wspominający w lesie przyjaciela mnie irytował. Pojawiał się znienacka i przez długi czas wydawało mi się, że nic nie wnosi do fabuły. Później zdałam sobie sprawę, że jest jest nieodzownym elementem, jednak dalej nie jestem przekonana do tego, że należało mu poświęcić aż tyle uwagi.

Tarantula jest jedyną książką Thierrego Jonqueta przetłumaczoną na język polski. Patrząc na to, że nastąpiło to w tym samym czasie kiedy na ekrany kin wszedł film Pedro Almodovara Skóra, w której żyję sądzę, że swój wielki sukces zawdzięcza ona pojawieniu się ekranizacji. Z kolei we Francji pisarz odnosił sukcesy przez lata. W jego dorobku jest kilkanaście powieści, kilka zbiorów opowiadań, powieści dla młodzieży, kilkadziesiąt opowiadań, a także książki pisane pod pseudonimem i komiksy.

Popularne ostatnio robią się książki, które zostawiają czytelnika "zbrukanego", które przesycone są negatywnymi emocjami i nie zostawiają miejsca na nadzieję. Tarantula jest jedną z nich. Przyznaję, że całkiem udaną, ale chyba jednak nie dołączę do grona zachwyconych nią osób.

piątek, 10 stycznia 2014

Czyń dobro, "Uliczka aniołów"

Jeżeli poszukujecie książki, od której zrobi się Wam cieplej na duszy, to koniecznie musicie sięgnąć po Uliczkę aniołów.

Głównymi bohaterkami Sheila Roberts uczyniła trzy kobiety. Najstarsza z nich, Sarah, właścicielka piekarni, ciężko przeżywa rozstanie z córką i wnuczkami, które właśnie wyprowadziły się z miasta. Jej siostrzenica Jamie nie potrafi otrząsnąć się po nieudanym małżeństwie z bijącym ją gliniarzem, całe jej życie kręci się wokół sklepu z czekoladą, który prowadzi. Emma marzy o wielkiej miłości, a na razie swoje uczucia wkłada w sklepik z materiałami do szycia patchworków. Trzy różne kobiety, trzy różne doświadczenia, ale jedna przyjaźń. 

I to właśnie ta przyjaźń popchnęła je do nietypowego projektu. Jego autorką jest Emma, która zauważyła, że Heart Lake traci swój urok małego, przyjaznego miasteczka, gdzie wszyscy się znają, a czas płynie wolno. Wymyśliła ona akcję "Miej serce", której założenie jest wręcz banalne: trzeba zrobić jedną dobrą rzecz dziennie. Niestety (a może na szczęście) w te szczytne plany wkrada się chaos, a sytuacja wymyka się przyjaciółkom z rąk. 

Kto znajdzie miłość? Do kogo wprowadzi się współlokator? Kto zorganizuje warsztaty dla dzieci? Kto będzie miał nachalnego podrywacza, a kto popadnie w kłopoty finansowe? To już musicie sprawdzić sami.

źródło
Uliczka aniołów jest urocza. Przesiąknięta świąteczną atmosferą (gdyż to w grudniu dzieje się większa część akcji), przyjaźnią i wszystkimi pozytywnymi emocjami, jakie tylko przyjdą Wam na myśl. Nie jest przy tym mdła czy przesłodzona. Choć słodyczy mamy tam mnóstwo- bohaterki co i rusz coś pieką, a asortyment sklepiku z czekoladą zostaje opisany bardzo dokładnie. Nie polecam czytania osobom na diecie.

Sheila Roberts karierę pisarską zaczynała jako Sheila Rabe. Pisała wtedy powieści współczesne i historyczne. Zasłynęła jednak jako autorka powieści romantycznych.

Nie ukrywajmy: Uliczka aniołów to nie skomplikowana literatura, wymagająca myślenia i pełnego zaangażowania w lekturę. To prosta powieść opowiadająca o uczuciach i tęsknotach, która wciąga czytelnika do lepszego świata. We mnie obudziła ona marzenie o świecie, gdzie ludzie są dla siebie mili i każdy robi jeden dobry uczynek dziennie.

czwartek, 2 stycznia 2014

Podsumowanie wyzwania "Nie tylko literatura piękna"

Przyszedł czas na podsumowanie kolejnego pół roku (a dokładniej siedmiu miesięcy) naszego wyzwania. W związku z tym, że ostatnio z ogromnym zdziwieniem odkryłam, że to już ponad rok postaram się trochę rozszerzyć statystyki :)
  •  chęć wzięcia udziału w wyzwaniu zgłosiło 25 osób. Z tego jedynie 16 zgłosiło choć jeden link. (pół roku temu było nas 22 osoby, a przynajmniej jedną książkę przeczytało 17). Teoretycznie jest nas więcej, praktycznie jest nas mniej :) Tym bardziej kolejne liczby robią na mnie ogromne wrażenie.

  • przez ostatnie pół roku przeczytałyśmy 181 książek. To prawie dwa razy więcej niż w pierwszej części. Wtedy było to 97 recenzji. Co razem, przez trochę ponad rok, daje nam 278 pozycji. 

źródło
  • zdecydowane zmiany zaszły w czołówce osób czytających/recenzujących najwięcej. Tym razem pierwsza trójka wygląda tak: I miejsce, absolutnie nie do pobicia, Paula (39 książek), II miejsce Sylwuch (23 książki), III miejsce Wiki (20 książek). Blisko "podium" były również: Franca (18 książek) i Anek7 (17 książek). Dziewczyny gratuluję i podziwiam!

  • trudno byłoby robić statystyki gatunków jakie czytałyśmy dlatego się o to nie pokuszę. Ale jeden tytuł cieszył się wyraźnym powodzeniem. Były to: Dziewczyny atomowe, które zrecenzowane zostały aż 4 razy

I to by było na tyle cyferek. Serdecznie dziękuję wszystkim uczestnikom, gratuluję wznosząc toast szampanem i proszę o więcej.  Na kolejne pół roku mamy nową zakładkę. Zapraszam do części III