środa, 26 lutego 2014

Wszystkiemu winien bambus. "Zbrodnia w efekcie"

Wychowałam się na książkach Joanny Chmielewskiej. Wiele razy wracałam do niektórych powieści, gdyż stanowią one doskonały lek na wszelkie smutki. Tak jak większość jej czytelników zachwycałam się tymi starszymi i z rezerwą wypowiadałam o nowszych książkach. Zbrodnia w efekcie jest zdecydowanie najnowszą, i niestety ostatnią już, z napisanych przez Chmielewską historii. I wbrew całej mojej sympatii do autorki nie mogę się nią zachwycić.

W ogródkach działkowych popełnione zostaje morderstwo. Nie zostaje ono jednak przez nikogo zauważone. Pięć lat późnej, na jednej z działek zostaje odkopany szkielet. Niestety nie ma on głowy, w związku z czym identyfikacja nie jest możliwa. Śledztwo zamiera w martwym punkcie i staje się zgryzotą komisarza Andrzeja Woźniaka. Kiedy więc, po kolejnych pięciu latach, działkowicze porządkujący gąszcz po drugiej stronie alejki, znajdują zaplątaną w nim czaszkę, komisarz ma nadzieję na wyjaśnienie starej sprawy. Nie spodziewa się ile nowych zgryzot dostarczą mu świadkowie...

źródło
Jak zwykle naszym narratorem jest Joanna, bohaterka która łączy ze sobą wszystkie postacie: jest krewną rodziny od działki z tułowiem (zresztą sama nieraz tam pomagała), znajomą tych od czaszki, a na dodatek spotykała się z "panem idealnym", który może być zabójcą. Po raz pierwszy komisarz Woźniak trafia na tak pokręconą sprawę, gdzie świadkowie chętnie rozmawiają z policją, nie okłamują przedstawiciela władzy, a całe śledztwo przebiega wręcz w familiarnej atmosferze. Do tego w tle kroi się płomienny romans i poszukiwania skarbu.

Jest zabawnie, lekko i przyjemnie, ale pozostawało we mnie takie poczucie, że nie ma tego "czegoś". Zrozumieją to zapewne ci, którzy pamiętają szaloną rodzinkę z Bocznych dróg czy Studni przodków. Ten nieokiełznany twór, w którym każdy ma dobre chęci i własne zdanie. Miałam wrażenie, że Zbrodnia w efekcie to kolejna odsłona tych książek, szczególnie właśnie Bocznych dróg. Znowu mamy do czynienia z Joanną i jej szalonymi ciotkami (choć tym razem noszą one inne imiona), znowu też obserwujemy rodzinną walkę o spadek i poszukiwania skarbu. Oczywiście gdybym stwierdziła, że Joanna Chmielewska napisała jeszcze raz tę samą książkę, to byłaby to nieprawda. Nie da się jednak ukryć, że niektóre pomysły się powtarzają. I jak to zazwyczaj bywa  takich sytuacjach- wolę dzieło starsze. 

Mimo tych moich zastrzeżeń trudno było mi się od Zbrodni w efekcie oderwać. Może nie powodowała ona we mnie dzikiej radości i wybuchów śmiechu (jakie zawdzięczałam wspominanym Bocznym drogom), ale wręcz abstrakcyjne śledztwo, gdzie wszystko okazuje się być czymś innym niż się w pierwszej chwili wydawało, wciągało. Zdecydowanie nie jest to najlepsza z książek autorki, ale trzyma ona przyzwoity poziom i można po nią sięgać bez obaw.

Książkę zgłaszam do wyzwania: Historia z trupem.

4 komentarze:

  1. Dla mnie osobiście to był powrót do starej, dobrej Chmielewskiej, choć początek był trudny. I pomyśleć, że napisałam w recenzji, że liczę na kolejne książki w dawnym stylu, a kilkanaście dni później pisarka zmarła. Do tej pory ciężko mi w to uwierzyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie do starej, dobrej Chmielewskiej trochę brakowało. Tak jak pisałam: książka mi się ogólnie podobała, ale uważam, że Chmielewska 30 lat temu wykorzystała by absurdy do granic i sprawiła, że płakałabym ze śmiechu. A tak to się tylko uśmiechnęłam.
      Z tym brakiem wiary nie jesteś sama. Była jedną z osób, które były dla mnie "pewnikiem" w świecie. Lata mijały, ja się zmieniałam, zmieniało się otoczenie, ale Chmielewska co roku wydawała nową książkę (zresztą tak samo miałam po śmierci Jana Pawła II- przez całe moje życie był, a potem zniknął i jakoś nie mogłam się do nowej sytuacji przystosować).

      Usuń
  2. Nie powiem, żeby mnie jakoś szczególnie do tej książki ciągnęło, ale mimo wszystko gdzieś tam mi siedzi w głowie, więc pewnie ją w końcu przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi wpadła w oko u koleżanki. Pożyczyłam, przeczytałam, wracać raczej nie będę.

      Usuń