niedziela, 23 marca 2014

Nonna wkracza do akcji. "Kuchnia Franceski"

Spotykacie czasem książki, podczas lektury których macie wrażenie, że ktoś okrył Was ciepłym kocem, dał kubek z herbatą i sprawił, że wokół zapanował spokój? Dla mnie jedną z takich stała się właśnie Kuchnia Franceski.

Franceskę poznajemy w nietypowych okolicznościach. W samolocie. Jest przerażoną starszą panią, która wraca z wizyty u córki i wnuków. Boi się latać, więc w ręku trzyma różaniec i rodzinne zdjęcia. Wydaje się być krucha. Ten pogląd na jej temat zmieniłam dość szybko. Gdyż okazało się, że kiedy Franceska ma pod stopami ziemię jest wręcz nie do zdarcia. Mieszka w Nowej Anglii, z trójki dzieci w pobliżu zamieszkuje jedynie jej syn, czuje się samotna i strasznie się nudzi. I to właśnie nuda popchnęła ją do tego, żeby zostać nianią dla dwójki dzieci. Wychowywanych przez samotną matkę Lorettę: 9-letniego Willa i 12-letniej Penny.

Początki współpracy do najłatwiejszych nie należą. Dzieciom trudno jest zaakceptować fakt, że opiekuje się nimi starsza pani, zaś Franceska nie może się pogodzić z tym, że Lotta karmi rodzinę mrożonkami, a ona, nie chcąc być namolną, nie może nic ugotować. Zmienia się to z upływem czasu. 

źródło
Franceska staje się dla spragnionych uczucia dzieci wymarzoną babcią. Piecze ciasteczka, gotuje pyszne, włoskie dania, wysłuchuje zwierzeń, doradza, koi awantury. A przy tym jednocześnie jest osobą z charakterkiem. Ma nietypową umowę ze swoimi podopiecznymi: ona piecze pyszności, oni sprzątają pokoje/odkurzają/zmywają itd. Z dnia na dzień stają się dla siebie rodziną. Również dla Lotty jest ona kimś ważnym, kimś kto pomaga jej uporządkować życie.

Tytułowa bohaterka mnie zachwycała. Jej spowiedzi (i nieodłączna i niezmienna pokuta) poprawiały mi humor. Podobnie zresztą jak fakt, że zauważała rzeczy, których miała nie zauważyć i stwarzała przedziwne sytuacje. Zapewne życie z nią nie byłoby takie łatwe (możliwe wręcz, że byłoby bardzo trudne), ale czytając Kuchnię Franceski pozazdrościłam dzieciom takiej nonny.

źródło
Kuchnia Franceski jest jak włoska kuchnia: różnorodna. I bawi i smuci, skłania do zatrzymania się w biegu i odłożenia mrożonek z powrotem do zamrażalnika. Oczywiście nie jest to powieść, która zaskoczy zakończeniem. Tego czytelnik może domyślić się już po kilku stronach. Za to potrafi zadziwić sposobami, jakimi do tego zakończenia dotrzemy. 

Niejednokrotnie na blogu dawałam wyraz mojej miłości do Włoch i książek z gotowaniem w tle. Dlatego też nie mogłam przejść obojętnie wobec takiej pozycji. Jednak tych, którzy nie przepadają za książkami obracającymi się wokół jedzenia pragnę uspokoić: tutaj tego gotowania nie ma wiele. 

Jakiś czas temu natknęłam się na niepochlebną opinię o jednej z książek Petera Pezzeli. Mianowicie chodziło o Lekcje włoskiego. Była ona na tyle odstraszająca, że zrezygnowałam z lektury. Teraz cieszę się, że przypadkiem w moje ręce trafiła Kuchnia Franceski. I jestem zdecydowana sięgnąć po inne książki autorstwa Pezzelego. Lubię jak ktoś robi mi herbatę i otula kocem.

4 komentarze:

  1. Czytałam kiedyś inną książkę Pezzelego -,,Villę Mirbellę", która jest idealną powieścią na deszczowe wieczory i poprawę humoru. Wydaje mi się, że ,,Kuchnia Franceski" również idealnie spełniłaby tę rolę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! A jednocześnie nie jet takim strasznym odmóżdżaczem jak niektóre amerykańskie powieści.

      Usuń
  2. Przypomniałaś mi, że już od dawna chciałam przeczytać tę książkę, muszę spytać, czy mamy w bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz :) Polecam się na przyszłość. Ja mam nadzieję, że znajdę jakieś inne książki tego autora w bibliotece :)

      Usuń