wtorek, 20 marca 2012

Morderstwo z obrazka... Recenzja książki "Tajemnica Boscha"

Marzy mi się, że przeczytam kiedyś książkę, która jest świetna nie tylko dzięki talentowi autora, ale również której tłumacz w żaden sposób nie zepsuł. Wiem, że takie istnieją i zapewne kiedyś sama miałam z nimi przyjemność, ale ostatnio wybitnie mam pecha.

Na książkę Tajemnica Boscha trafiłam przypadkiem chowając się przed zimnem w jednym z marketów. Zainteresowała mnie tematyka: mistrzowie renesansu, Włochy, zbrodnia, tajemne stowarzyszenie, zakazana miłość- doskonałe składniki do idealnej powieści. Dodatkowo na okładce jako bohaterowie wymienieni zostali: Rafael, Michał Anioł, Leonardo da Vinci, Giorgione czy tytułowy Bosch. Musiałam kupić tę książkę! I rzeczywiście fabuła nie zawiodła mnie ani trochę: W małym miasteczku położonym w Cesarstwie Niemieckim ma miejsce seria brutalnych morderstw, których ofiary przypominają postacie znajdujące się na obrazach Hieronima Boscha, zresztą mieszkańca owego miasteczka. Kryminalną zagadkę ma rozwikłać papieski śledczy: Leonardo da Vinci. Okazuje się jednak, że stoi on na czele tajemnego stowarzyszenia malarzy mającego inne plany związane ze zbrodniami. Zresztą własne plany mają wszyscy: królowie Francji, Anglii, cesarz, papież, a także Filip Piękny syn cesarza i przypadkowo wplątana w intrygę Gabriela Benci- młoda Włoszka.

Wartka akcja nie pozwala się oderwać od lektury nawet na chwilę. Zaskakujące wydarzenia, które sprawiają, że czarne staje się białe, a białe czarne i czytelnik nie wie już komu zaufać budują napięcie towarzyszące nam od pierwszej do ostatniej strony. Postacie, które na początku jawią się nam jako czarne charaktery okazują się nie być tymi najgorszymi. Każdy ma jakieś tajemnice, które powoli odsłania przed czytelnikiem...

Autorzy tej zawiłej intrygi to dwa dość odmienne charaktery. Yves Jégo jest czynnym politykiem francuskiej partii prawicowej, zajmuje się głównie polityką regionalną. Ukończył studia prawnicze i z zakresu nauk politycznych. Tworzy głównie eseje biograficzne. Z kolei Denis Lépée z wykształcenia jest historykiem i filozofem piszącym biografie i powieści historyczne. Panowie razem stworzyli dwie książki: 1661 i właśnie Tajemnicę Boscha. Muszę przyznać, że efekt współpracy jest wyśmienity i daje nadzieje na kolejne równie udane publikacje. Dużym plusem książki jest barwny język oddający ducha epoki. Udało się uniknąć zbytniego archaizowania, przez co książka nie jest męcząca w odbiorze.

Dla potrzeb fabuły twórcy popuścili trochę wodze fantazji: ożywili zmarłego księcia, dołożyli włoskim twórcom drugą twarz itd. U mnie mają ogromny plus za ożywienie historii, ukazanie jej ludzkiego oblicza, a przede wszystkim za umiejętne połączenie wydarzeń prawdziwych z kryminalną intrygą.

Patrząc na wszystkie moje zachwyty nad książkę można się zastanawiać co obudziło oburzenie, które wyrażałam na wstępie. Tak naprawdę niewielki drobiazg (ale że zawarty w jednej z początkowych scen to do końca zgrzytałam zębami): Leonardo ma dokończyć portret kobiety, Ginevry Benci, siedzącej na tle krzewu jałowca. I tutaj tłumacz informuje nas w przypisie, że włoski malarz malujący we Florencji portret Włoszki, żony włoskiego kupca, namalował ją na tle jałowca odwołując się w ten sposób do jej imienia gdyż jałowiec to po francusku genévrier... Rzeczywiście- na pewno włoskie określenie tej rośliny: ginepro nie jest do imienia Ginevra zbliżone i nie miało z tym nic wspólnego...
Ale mimo mojego marudzenia polecam tę książkę wszystkim, myślę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie.


Obraz, który stał się przyczyną mojego oburzenia: Leonardo da Vinci, Portret Ginevry Benci, 1478–1480.

4 komentarze:

  1. Może przeczytam, ale napewno nie przez wakacjami. Niestety mało czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli choć trochę lubisz powieści historyczne to polecam.

      Usuń
  2. Jak tylko znajdę chwile to na pewno przeczytam. Uwielbiam książki ze sztuką w tle, a Bosch... cóż, jeden z moich ulubionych malarzy :) Co do portretu i jałowca to rzeczywiście w niektórych źródłach podają, że odnosi się on do imienia kobiety, mnie też tak kiedyś uczono (do momentu jak poszłam na studia)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tak na studiach zaczęto uczyć :) Dlatego protestuję jedynie przeciw bezmyślności tłumaczenia.
      A książkę gorąco polecam.

      Usuń