Przyznawałam się niejednokrotnie, że: "oceniam książkę po okładce". Tzn. musi ona być na tyle interesująca żeby przykuć mój wzrok w bibliotece. A że jestem estetką to zazwyczaj wybieram te powieści, których okładka jest po prostu ładna. W większości przypadków taka "wyciągnięta w ciemno książka" przypada mi do gustu (taki 6 zmysł mola książkowego). Czemu w takim razie zdjęłam z półki Dziennik szalonej narzeczonej nie mam pojęcia. Przyznacie sami, że okładka jest raczej z tych koszmarnych. Na szczęście treść wynagradza te widoki.
Amy uważa, że małżeństwo nie jest w jej stylu. Myśli tak aż do momentu kiedy jej chłopak Stephen się jej oświadcza. Uważa też, że nigdy nie stanie się narzeczoną mówiącą tylko o przedślubnych przygotowaniach i szalejącą z powodu złego gatunku kwiatów. Również ten jej pogląd zostaje zweryfikowany przez życie. Bo oto, wyśmiewająca do tej pory koleżanki ogarnięte ślubną gorączką, Amy staje się szaloną narzeczoną, koszmarem dla otoczenia i kłębkiem nerwów, a jej najlepszą przyjaciółką zostaje "Prudencja"- piękna blondynka z okładki książki "Piękna panna młoda". Poradnik ten staje się dla Amy lekturą obowiązkową, uświadamiającą jej ciągle jak wielkie ma opóźnienia w stosunku do idealnego planu i jak wiele jeszcze będzie musiała zrobić.
Jeżeli spodziewacie się lekkiej, zabawnej lektury to macie rację, Dziennik szalonej narzeczonej jest właśnie dokładnie taki. Czytając zapiski Amy momentami zaczynałam się obawiać o jej zdrowie psychiczne. Szczególnie, że zaczyna ona podejrzewać cały świat o zwrócenie się przeciw niej i jej wymarzonemu ślubowi: babcia próbuje zniszczyć jej uroczystość, zła Chinka nie chce sprzedać tiary dla małych dziewczynek jako grzebienia do włosów, suknia odziedziczona po matce jest paskudna, a dodatkowo widziała pastora, który ma przewodniczyć ceremonii sikającego pod murem. Każdy taki drobiazg stanowi dla bohaterki wręcz koniec świata. Nic więc dziwnego, że staje się ona nie do wytrzymania, a ślubne zamieszanie wpływa również na jej pracę.
Amy jest jedną z bardziej nieogarniętych bohaterek z jakimi miałam do czynienia. Jest absolutnie zakręcona, z jednej strony uważa, że ominie ją ślubne szaleństwo, z drugiej pogrąża się w nim po uszy (z czego nie zdaje sobie sprawy). Na szczęście może liczyć na przyjaciółki, które interweniują w sytuacjach kryzysowych (np. kiedy narzeczony będzie chciał zamówić na wesele flecistów zamiast zespołu). Notatki, które prowadzi Amy pokazują jak z każdym kolejnym dniem coraz bardziej staje się szaloną narzeczoną. Krótkie wpisy z jej pamiętnika doskonale poprawiają nastrój i budzą uśmiech i współczucie.
Dziennik szalonej narzeczonej to jedna z dwóch książek napisanych przez Laurę Wolf. Druga opowiada późniejsze losy Amy, która, w równie niezrównoważony sposób, postanawia zostać matką. Niestety książka ta nie została na język polski przetłumaczona.
Wydawcy polecają lekturę Dziennika szalonej narzeczonej wszystkim przyszłym pannom młodym. Ma się on stać dla nich przestrogą i oderwaniem od własnego szaleństwa. Mnie nie było od czego odrywać, ale przyznam, że z przyjemnością czytałam tę książkę. Powiedziałabym, że jest to porządna dawka humoru w trochę hollywoodzkim stylu.
Masz rację, okładka paskudna. Okres narzeczeństwa już za mną i coś mam mieszane uczucia, czy bym chciała przeczytać tę książkę, a to przez Twoją pozytywną opinię.
OdpowiedzUsuńCzytać! Jeśli tylko nie straszne Ci amerykańskie komedie romantyczne w stylu "Ślubnych wojen"
UsuńLubię takie książki o zwariowanych przyszłych pannach młodych :) można się przy tym nieźle pośmiać :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Na poprawę nastroju jest genialna :)
UsuńMam wrażenie, że u nas nie jest to zjawisko na tak dużą skalę.
OdpowiedzUsuń