piątek, 21 listopada 2014

Śladami św. Kutberta. "Morderstwo w klasztorze"

Mam ostatnio szczęście do kryminałów z niewykorzystanym potencjałem. Morderstwo w klasztorze też się niestety do nich zalicza. Czytając notkę od wydawcy miałam nadzieję na coś w stylu współczesnego Imienia róży. Dostałam ponad 500 stron (i to sporego formatu) przegadanej powieści aspirującej do miana tajemniczej.

W klasztorze w Yorkshire zostaje popełnione morderstwo. Jego ofiarą pada starszy zakonnik. Chwilę wcześniej rozmawiał on z młodą Amerykanką, Felicity i podarował jej tajemniczy notes. Od tego momentu Felicity znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Dlatego też opat decyduje się wysłać ją na poszukiwanie rozwiązania zagadki i wyjaśnienie szyfru Dominica. Jako towarzysza wyznacza jej wykładowcę historii, brata Antony'ego. Śladem starszego zakonnika przemierzają oni północną Anglię i Szkocję odwiedzając miejsca związane ze św. Kutbertem i jego kultem i tropiąc tajemnicze towarzystwo chroniące skarb świętego.

źródło
Akcja snuje się dość ociężale i powoli. Bohaterowie przemieszczają się od jednej miejscowości do drugiej i zaraz po przyjeździe udają się do klasztoru/muzeum/biblioteki gdzie Anthony wygłasza Felicity wykład z historii życia Kutberta, rozłamów w angielskim chrześcijaństwie, czasów najazdów wikingów czy poglądów Bedy Czcigodnego. Dużo, długich wykładów.

Sama historia opowiadana przez Anthony'ego jest dość ciekawa (a u mnie dodatkowo przywoływała wspomnienia sagi Wojny wikingów), ale było jej zdecydowanie za dużo, jak na powieść kryminalną. Zanim przebrnęłam przez kolejny wykład to wydarzenia współczesne stawały się odległe, mało znaczące i zamazane.

Dodatkowo cała fabuła jest dość przewidywalna. Dość szybko domyślamy się kto będzie "tym złym", może ciut trudniej jest rozpoznać "tego dobrego", ale tak naprawdę on nie ma znaczenia. Przez te 500 stron nie czułam się zaskoczona czy przestraszona. Wszystko było bardzo poprawne, układne. Morderstwo w klasztorze to jedna z tych książek, które czyta się bez zbytniego zaangażowania, ale też bez zbytniego trudu.

źródło
Mimo wszystko, Donna Fletcher Crow na tyle sprawnie posługuje się językiem, że czytanie powieści nie jest nieprzyjemne. Sama forma, podobnie jak treść, jest poprawna, układna i niezbyt porywająca. 

W momencie kiedy mamy do czynienia z tak ogromną ilością świetnych kryminałów (o jednym z nich już niedługo napiszę) uważam, że szkoda tracić czas na czytanie tych, które są tylko poprawne. Dlatego też Morderstwo w klasztorze nie znajdzie się wśród polecanych przeze mnie książek. 

8 komentarzy:

  1. A wiesz, że kiedyś trafiłam na podobną powieść? Też była reklamowana jako drugie "Imię róży" i strasznie się zawiodłam, bo była przekombinowana i przeintelektualizowana, a w gruncie rzeczy nudna i przewidywalna. Nawet nie pamiętam dziś tytułu. I chyba dobrze ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio odkryłam pewną prawidłowość: jak coś się reklamuje jako "drugie Imię róży/nowa Agata Christie" itd. to zazwyczaj mam w stosunku do tego duże oczekiwania. I zazwyczaj moje rozczarowanie jest proporcjonalne do tychże oczekiwań.

      Usuń
  2. O! Szkoda, że autorce nie wyszło. A mogła to być taka dobra powieść...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie fabuła zbyt rozwlekała była....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robiła takie wrażenie. A w pewnym momencie zdałam obie sprawę, że akcji to by wystarczyło może na połowę tej książki. Reszta to wykłady historyczne

      Usuń
  4. Jak dla mnie to kryminały są bardzo przereklamowane. Ludzie tworzą ich na potęgę i przez to znaleźć jakiś dobry, graniczy z cudem... Boję się już kupować tego gatunku. Szkoda trochę :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A z tym się nie do końca zgodzę. Książki każdego gatunku tworzone są na potęgę i trzeba między nimi znaleźć te interesujące. Kryminały nie wyróżniają się jakoś negatywnie. Ostatnio, całkiem przypadkiem, wpadłam na wciągającą serię właśnie kryminałów (nawet jeden się za kilka dni powinien pojawić), także da się współczesne perełki znaleźć.

      Usuń