Rzadko, bardzo rzadko, zdarza mi się stwierdzić, że
film/serial były lepsze od książki, na podstawie, której powstały. Tak naprawdę
nie przypominam sobie takiej sytuacji. Jednak niestety tak było tym razem.
206 kości to moje drugie spotkanie z twórczością Kathy
Reichs, druga szansa, którą postanowiłam dać jej książkom. Szansa nie
wykorzystana. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest winą autorki, iż czerpiący
natchnienie z jej prac reżyser pozmieniał wszystko i że w książce nie znajdzie
się bohaterów z małego ekranu, a sama Temperence Brennan nie jest ani genialna
ani nieprzystosowana społecznie, ale patrząc na to, że właśnie Reichs jest
producentką Kości liczyłam na podobny
poziom ciekawości. I tu niestety się zawiodłam.
Książka jest po prostu nudna. W znacznej mierze
przegadana, wypełniona naukowym bełkotem i filozoficznymi rozmyślaniami. Nie
ratuje jej nawet wielowątkowość fabuły. Brennan budzi się związana w ciemnym
pomieszczeniu. Nie wie gdzie jest, kto ją porwał i dlaczego. Przypomina sobie
sprawy nad, którymi ostatnio pracowała: zabite staruszki, morderca, który posługuje
się wieloma nazwiskami, kości wyłowione z jeziora i dyskredytujący jej pracę
donos. Do tego dochodzi jeszcze jej zastanawianie się nad własnymi uczuciami do
przystojnego detektywa Ryana. W kolejnych scenach poznajemy sprawę od początku
i towarzyszymy bohaterce podczas poszukiwań zbrodniarza, a przy okazji
dowiadujemy się że ktoś chce zniszczyć jej życie. Rozwiązanie ani jednej ani
drugiej sprawy nie było dla czytelnika zbyt wielkim zaskoczeniem, także i pod
tym kątem książka się nie obroniła.
Kathy Reich, podobnie jak jej bohaterka jest
antropologiem sądowym obecnie pracującym w Laboratorium Medycyny Sądowej
prowincji Quebec. Jest również wykładowcą akademickim, certyfikowanym antropologiem
amerykańskim i jednym z naukowców badających zwłoki ofiar ataku na Word Trade
Center. Tworzy nie tylko powieści sensacyjne, ale również dzieła naukowe. I jak
dla mnie tej naukowości było tu za dużo. Nie da się ukryć, że autorka porusza
ważny temat braku kompetencji i zdobywania sławy poprzez sabotowanie działań
współpracowników, ale myślę że można było zrobić to w ciekawszy sposób.
Nie sądzę żebym w najbliższym czasie dała twórczości
Kathy Reichs jeszcze jedną szansę. Chyba pozostanie mi pocieszanie się
serialem.
źródło |
To tak na pocieszenie...
Książki nie czytałam ale na pewno po nią sięgnę przy najbliższej okazji.Twoja recenzja zachęciła mnie do przeczytania tej książki.Dodałam się do obserwowanych ponieważ bardzo podoba mi się Twój język i styl pisania recenzji.Jeśli chcesz dodać się do obserwowanych u mnie będzie mi bardzo miło.Serdecznie zapraszam na:
OdpowiedzUsuńwww.in-world-book.blogspot.com
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejną recenzję.
Muszę przyznać, że zdziwiłam się iż taka recenzja może zachęcać do czytania :)
UsuńZajrzę na pewno