Któraż z nas nie marzyła kiedyś, że spotka księcia, zostanie księżniczką i będzie żyć długo i szczęśliwie? Niestety, w naszym klimacie książąt jak na lekarstwo, a i bajki zazwyczaj kończą się w momencie ślubu- o tym jak wygląda "długo i szczęśliwie" narrator zazwyczaj milczy.
Susanna lata temu porzuciła dziecięce marzenia. Teraz czeka aż mężczyzna, z którym spotyka się od czasów szkolnych (właśnie mija im dwanaście lat) zechce się jej oświadczyć. I kiedy wydaje się, że to wydarzenie nadeszło, on komunikuje, że Susanna jest "niewłaściwą dziewczyną" i że zdążył już poznać tę właściwą. Dla Susanny nie jest to tak ogromny cios, jak można by się tego spodziewać. Po raz pierwszy w swoim życiu odważa się na zmiany nie poprzedzone dogłębnym planowanie. Pozwala sobie na spontaniczność. Na jej drodze staje wtedy przystojny Nate Kenneth, który ratuje ją z opresji i pomaga rozkwitnąć. Sprawy komplikują się wtedy gdy na jaw wychodzi, że jest on spadkobiercą korony Brighton.
źródło |
No dobrze, tak naprawdę to jeśli widzieliście Książę i ja lub któryś z podobnych filmów to wiecie jak dalej potoczą się losy bohaterów. Pod tym względem książka jest przewidywalna (choć przyznam, że momentami potrafi zaskoczyć). Mimo tego jest tak urocza, że czytanie jej to sama przyjemność.
Susanna I Nate to barwne postacie. Obdarzeni poczuciem humoru i sporą dawką sarkazmu sprawiali, że niejednokrotnie się uśmiechałam. Ale dobry nastrój przy czytaniu Był sobie książę... to zasługa nie tylko głównych bohaterów, ale także tych spotykanych rzadziej. Przede wszystkim dość bezpośredniej, zżytej i nietypowej rodziny Susanny.
Autorce udało się wyczarować świat, który z jednej strony jest realny i prozaiczny (mała społeczność, w której wszyscy wszystko o sobie wiedzą, brak pracy, zawiść, kłopoty rodzinne), zaś z drugiej przypomina historię Kopciuszka. Mimo tego, że wiedziałam jakie będzie zakończenie, książce udało się utrzymać moje zainteresowanie od początku do końca. Szczególnie, gdy na scenę wkraczała przebojowa, niedoszła narzeczona księcia...
To co może nie przypaść do gustu, to odniesienia do religii, których w książce jest sporo. Ich duża ilość momentami męczyła mnie, osobę wierzącą, więc myślę że tym bardziej niestrawna może być dla tych z Was, które nie wierzą. Susanna co chwilę poleca się Bogu, oddaje mu swoją przyszłość, zmartwienia itd. W modlitwie widzi wyjście z problemów, dlatego też na randce z Natem modlą się wspólnie. Chwilami bywa to zaskakujące i dziwne.
Jeśli macie ochotę na powieść ciepłą, przesyconą romantyzmem i otwierającą drzwi do bajkowego świata to zdecydowanie książka Rachel Hauck jest dla Was.
Susanna I Nate to barwne postacie. Obdarzeni poczuciem humoru i sporą dawką sarkazmu sprawiali, że niejednokrotnie się uśmiechałam. Ale dobry nastrój przy czytaniu Był sobie książę... to zasługa nie tylko głównych bohaterów, ale także tych spotykanych rzadziej. Przede wszystkim dość bezpośredniej, zżytej i nietypowej rodziny Susanny.
źródło |
To co może nie przypaść do gustu, to odniesienia do religii, których w książce jest sporo. Ich duża ilość momentami męczyła mnie, osobę wierzącą, więc myślę że tym bardziej niestrawna może być dla tych z Was, które nie wierzą. Susanna co chwilę poleca się Bogu, oddaje mu swoją przyszłość, zmartwienia itd. W modlitwie widzi wyjście z problemów, dlatego też na randce z Natem modlą się wspólnie. Chwilami bywa to zaskakujące i dziwne.
Jeśli macie ochotę na powieść ciepłą, przesyconą romantyzmem i otwierającą drzwi do bajkowego świata to zdecydowanie książka Rachel Hauck jest dla Was.
Gdy zabierałam się za tę książkę, bałam się tego o czym piszesz, przewidywalności, sztampowości, film tez widziałam i bałam się, że będzie skucha, tymczasem, czytało się miło, chociaż wiadomi, wielkich niespodzianek nie było ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie to jest jedna z tych książek, które napisane są tak, że to iż od pierwszych stron znamy zakończenie jakoś nie przeszkadza. Taka radosna, bajkowa lektura :)
UsuńCóż, czasem warto sięgnąć po coś lżejszego, nawet jeśli jest lekko schematyczne. ;) Ja ogólnie jestem z kinem na bakier i nie oglądałam nigdy podobnych filmów, więc może nie dam się tak łatwo złapać w schemat. Za to w wolnej chwili chętnie sięgnę po tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńSchemat pewnie ogarniesz dość szybko :) ale w żaden sposób nie zabija to przyjemności z lektury. To tak jak z bajką o Kopciuszku: fabułę znamy, ale kolejną wersję chętnie obejrzymy :)
UsuńOglądałam "Książę i ja" taka bajka na miłe popołudnie. Książka zapewne lekka i przyjemna ale przewidywalna... sama nie wiem ;) Może gdybym była młodsza? ;)
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie czasy nastoletnie mam już od dość dawna za sobą, a książka i tak przypadła mi do gustu. Więc może nie patrz pod tym kątem? :P I dokładnie tak jak napisałaś: "Był sobie książę..." to również bajka na miłe popołudnie
Usuńkawa-i-ksiazka.blogspot.com pomożecie? Dopiero zaczynam. Już pierwsza recenzja dodana, następna niebawem :)
OdpowiedzUsuń