Długo czekała ta książka na swoją kolej. Za każdym razem kiedy po nią sięgałam zdawałam sobie sprawę, że do torebki się nie zmieści (ma dobrze ponad 800 stron), a na lekturę w domu zbytnio czasu nie ma. W związku z tym kiedy zostałam na kilka dni pozbawiona komputera i unieruchomiona mogłam w końcu zabrać się za Żony i córki. Historię codzienną. Teraz żałuję, że tak późno.
Molly jest dorastającą panienką, mieszkającą w miasteczku Hollingford wraz z ojcem lekarzem. Kiedy jeden z jego uczniów zakochuje się w dziewczynie doktor wpada w panikę. Zdaje sobie sprawę z tego, że córeczka dorasta i nie powinna już przebywać sama w domu pełnym mężczyzn. A także, że przy wchodzeniu w świat przydałaby się jej kobieca pomoc. Konsekwencją tych spostrzeżeń jest jego ożenek z wdową, która ma córkę w wieku zbliżonym do Molly. Jak łatwo się domyślić docieranie się charakterów będzie trudne (choć nie w sposób o którym myśli czytelnik, gdy w powieści pojawia się macocha). Zarówno nowa pani Gibson, jak i jej córka, Cynthia, zdecydowanie różnią się od doktora Gibsona i Molly.
źródło |
Doktor to człowiek twardo stąpający po ziemi, oddany swojej pracy i z nienaruszalnymi zasadami, które wpoił swojej córce. W związku z tym Molly nie jest płochym stworzeniem myślącym tylko o strojach i romansach. To raczej poważna panna, chętnie zgłębiająca wiedzę i służąca bezinteresowną pomocą. W miasteczku i okolicach nie ma osoby, która by jej nie lubiła. Czasem w tej swojej naiwności, wierze w ludzi i przyjaźni dla całego świata była ona tak słodka, że aż nie mogłam wytrzymać. Szczególnie gdy łykała łzy i poświęcała się dla kogoś.
Z kolei pani Gaskell to uboga była guwernantka dzieci mieszkającego "po sąsiedzku" lorda. Przebywanie w świecie arystokracji sprawiło, że według niej wszyscy nie mieszkający w dworze są nieciekawi i niewarci uwagi. Jest przy tym niesamowicie egocentryczna i zadufana w sobie. Dodatkową wadą tej niewiasty jest to, że cały czas mówi. Absolutnie cały czas. I absolutnie nie interesuje jej czy ktoś tego słucha. Jej córka, która większość czasu spędzała daleko od matki, wydaje się być osobą pozbawioną uczuć. Młodą dziewczyną, która już jest znużona światem i nie wierzy w lepsze jutro. Kiedy czwórka tak różnych ludzi zamieszka pod jednym dachem nie może być spokojnie.
źródło |
Szczególnie jeśli dołożymy do tego dwóch zaprzyjaźnionych młodzieńców, synów mieszkającego niedaleko dziedzica; matkę, która chce jak najszybciej wydać córki za mąż; porzuconego narzeczonego, który nie chce odejść w zapomnienie i reputację, którą dziewczyna może stracić przez byle głupstwo.
Oczywiście brzmi to wszystko naiwnie (i takie jest), ale nie zapominajmy, że książka powstała w połowie XIX w. Jest więc sielankowo, romantycznie, z uniesieniami serca i rodzinnymi awanturami o honor, majątek i posłuszeństwo. Zaś tytułowe Żony i córki będą wprowadzać tyle zamieszania ile tylko kobiety potrafią. A przy tym będą czarujące i podstępne.
Jednak oprócz romansów, drobnych kłótni i zabawnych potyczek książka Elizabeth Gaskell ma jeszcze jedną ogromną zaletę: ukazuje nam świat z lat 60. XIX w. z pozycji osoby, która w nim żyła, a nie historyka/pisarza opierającego się na źródłach. Autorka pisze o wielu drobiazgach, które nam wydają się nieistotne, ale dla tamtych ludzi stanowiły sprawy wręcz kluczowe. Zaglądamy przy tym do wielu domów i podglądamy jak żyli ludzie o przeróżnym statusie społecznym. Odkrywamy, że wstążka przy kapeluszu to niesłychanie ważny drobiazg, i że kobiecie wystarczy umiejętność czytania i pisania- więcej wiedzy może jej zaszkodzić.
Niestety powieść ma też jeden ogromny minus: nigdy nie została ukończona. Jej pisanie przerwała śmierć Gaskell w 1865 r. Na pocieszenie wydawca informuje nas w skrócie jak miały się potoczyć dalsze losy bohaterów, gdyż zachowały się notatki i szkice wykonane przez autorkę.
źródło |
Niestety powieść ma też jeden ogromny minus: nigdy nie została ukończona. Jej pisanie przerwała śmierć Gaskell w 1865 r. Na pocieszenie wydawca informuje nas w skrócie jak miały się potoczyć dalsze losy bohaterów, gdyż zachowały się notatki i szkice wykonane przez autorkę.
Żony i córki to prawdziwa gratka dla tych osób, które wzdychają do pięknych i romantycznych czasów wiktoriańskich, dla miłośniczek powieści Jane Austen i tych, które oddychają z ulgą, że czasy gorsetów, drącego się muślinu i sztywnych konwenansów już za nami.
Książkę zgłaszam do wyzwań: Grunt to okładka, Historia z trupem
Książkę zgłaszam do wyzwań: Grunt to okładka, Historia z trupem
Mam już za sobą dwa spotkania z Elizabeth Gaskell. Bardzo podoba mi się jej sposób narracji więc po "Żony i córki" też na pewno sięgnę jak tylko skończę czytać "Shirley" CH. Bronte. Jakoś ostatnio ciągnie mnie do tych opasłych tomiszczy. :)
OdpowiedzUsuńMnie do nich zawsze ciągnęło przez co mam torebki wielkości małej walizki :) Jakoś z siostrami Bronte mi nie po drodze. Przymierzam się do nich co jakiś czas, ale kończy się zawsze czymś innym. A "Żony i córki"polecam zdecydowanie.
UsuńJa powoli dojrzewam do klasyki i jak tylko skończę poznawanie dzieł sióstr Bronte, mam zamiar wziąć się za Gaskell.
OdpowiedzUsuńWidzę, że siostry Bronte przeżywają drugą młodość. Muszę się w końcu z nimi zaprzyjaźnić.
UsuńMam tę książkę na półce, już jakiś czas temu mnie zainteresowała...
OdpowiedzUsuńZazdroszczę posiadania na własność. Ja muszę oddać :(
UsuńZlekceważyłam to, że nie mieści się do torebki i wzięłam ją na wyjazd. Czytało się bajecznie. Polecam wszystkim mini serial, będący ekranizacją. Cudny klimat i masa motylków.
OdpowiedzUsuńO, do miniserialu nie dotarłam. Poszukam na pewno :)
UsuńNigdy nie słyszałam o tej powieści, ale zachęciłaś mnie swoim tekstem. Może wadą jest to, że historia ta nie została doprowadzona do końca, ale w pewnym sensie dodaje to smaczku książce. Muszę koniecznie ją przeczytać, bo mam ochotę na takie XIX wieczne pozycje, a nie ciągle współczesne. ;)
OdpowiedzUsuńTo nie jest tak, że historia się nagle urywa. Tak jak pisałam: Gaskell zostawiła notatki, na podstawie których wydawca opisał dalsze losy bohaterów. Ale to już nie jest to samo. To co jej zajęłoby pewnie ok. 200 stron on zmieścił na 2.
UsuńA klimat książki rzeczywiście jest uroczy.
Och, jak to się cudownie czytało! A jak się o tym wspaniale pisało... ;) Genialne tło społeczno-obyczajowe, dla wielbicieli epoki wiktoriańskiej (przed- i po- także) jak znalazł. Postaci w dużej mierze znakomite, szczególnie te najbardziej irytujące, zupełnie jak u Austen. Uwielbiam Gaskell i nie zmieni tego nawet konieczność dyskretnego ziewania nad "Północ i południe".
OdpowiedzUsuńTeż automatycznie porównywałam twórczość Gaskell z książkami Austen :) I masz rację- to był taki kawałek wiktoriańskiego świata, który ktoś zamroził i zachował nienaruszony do naszych czasów.
UsuńHm, to mówisz, że "Północ i południe" już takie ciekawe nie jest? Troszkę mnie tym zmartwiłaś.
Nie słuchaj mnie, nie słuchaj! Sama się przekonać musisz:) Powiem tylko tyle, że mi się recenzję z "Żon i córek" pisało wspaniale, a za "Północ i południe" nawet zabierać mi się nie chciało:) No, ale ilu czytelników, tyle opinii, więc czekam na Twoją!
UsuńO, a mnie się często najlepiej pisze o książkach, które mi się nie podobały (choć nie teraz- 4 czekają na recenzje...).
UsuńNa razie jeśli chodzi o Gaskell to mam Mary Barton zachomikowaną z biblioteki, więc ona pójdzie na pierwszy ogień. Ale "Północ i południe" też pewnie dostanie swoją szansę :)
Sama jeszcze po nia nie siegnelam z powodu rozmiaru, ciezko sie z nia gdziekolwiek chodzi. Mam ja oczywiscie w pamieci i mam nadzieje, ze kiedys beda sprzyjajace okolicznosci.
OdpowiedzUsuńO, to to! Dlatego u mnie przeleżała kilka miesięcy. Dopiero pobyt w szpitalu praktycznie bez żadnych zdobyczy techniki umożliwił mi jej przeczytanie. A czyta się ekspresowo
Usuń