Primavera to kolejna książka, którą przyniosłam z biblioteki do domu kierując się tylko jej okładką. Na egzemplarzu, który czytałam nie ma ani słowa streszczenia czy zapowiedzi tego co będzie się działo. Ale portret znajdujący się z przodu i nazwisko Botticelliego, które rzuciło mi się w oczy podczas kartkowania, sprawiły, że poczułam iż to będzie dobra lektura. I nie pomyliłam się.
Do renesansowej Florencji zabierze nas Flora, a właściwie Lorenza Pazzi. Najmłodsza z córek bogatego, patrycjuszowskiego rodu. Odrzucona przez matkę dziewczynka dorasta w kuchni, pod opieką babci. Jej świat to nie uczty, polowania i czekanie na męża, ale pomoc chorym i uprawianie ogrodu. Z boku przygląda się wystawnemu życiu jakie prowadzi jej rodzina i dostrzega jego wady i pułapki.
Cała historia ma dwa początki. Jeden kiedy poznajemy Florę. Zastajemy ją schyloną przy pracy w warsztacie złotniczym. Do jej uporządkowanego życia wkracza wtedy Botticelli, którego postać przywołuje wspomnienie tragicznych chwil sprzed czterech lat. Dziewczyna cofa się do tego okresu i opowiada nam o wydarzeniach, które na zawsze zmieniły jej życie.
Zaczęło się od posłańca. Jego przybycie to właśnie drugi początek. Młodzieniec, który przybywa do Pazzich przynosi list od samego Ojca Świętego. List ten zwiastuje wielkie zmiany, zaś sam młodzieniec jest wychudzony, głodny, ale jednocześnie pyskaty i sympatyczny. Nic dziwnego, że staje się on przyjacielem Flory.
Primavera to opowieść o spisku Pazzich. Miesiącach, podczas których go przygotowywano i tych, które przyniosły ze sobą konsekwencje zamachu. To również opowieść o zagubionej dziewczynie, która marzyła o akceptacji, a dostała jedynie odrzucenie.
Florencja, którą stworzyła Mary Jane Beaufrand rozbrzmiewa wieloma głosami. Zarówno tymi pozytywnymi jak i szczękiem broni, krzykami rozpaczy, jękami boleści i okrzykami tłumu, który pastwi się nad ofiarą. W takich momentach czułam, że oddanie głosu Florze było dobrym posunięciem, gdyż nie dostajemy suchej relacji, a pełen emocji opis tego co się zdarzyło. Autorka sprawiła, że razem z bohaterką stoimy w ciasnej uliczce i jesteśmy świadkami wydarzeń.
Niestety pośród wielu zachwytów nad Primaverą znalazłam też kilka jej minusów, które trochę zepsuły mi lekturę. Pierwszą z nich były włoskie wstawki w tekście (już się kiedyś pastwiłam nad tym tematem przy okazji książki Niedziela nad Sekwaną). Skoro znajdujemy się we Florencji to bohaterowie w założeniu mówią po włosku, więc powieść z polskim tekstem i kilkoma włoskimi słowami wygląda śmiesznie. Mam wrażenie, że ten błąd popełniany jest często w przypadku książek dziejących się we Włoszech lub Francji i pisanych przez obcokrajowców- Mary Jane Beaufrand jest Amerykanką. Wyobraźcie sobie, że w powieści tłumaczonej z angielskiego bohaterowie pozdrawiają się od czasu do czasu "good morning" lub "have a nice day"...
Drugim minusem było zaplątanie czasowe- może wynikło z mojego roztrzepania. Ale na początku spotykamy Florę w pracowni złotniczej, potem przenosi nas do swojej przeszłości, potem wraca do pracowni (która dla mnie była cały czas teraźniejszością, od której bohaterka robi krok w tył), a potem nagle widzimy ją wiele lat później. Przyznam, że te ostatnie sceny mnie zdezorientowały- zaburzyły mój punkt odniesienia.
Kolejnym minusem był brak jakiejkolwiek noty historycznej. Czegoś co zazwyczaj spotyka się w powieściach historycznych czyli krótkiego wyjaśnienia co jest prawdą, a co fantazją autora. Zabrakło mi tego szczególnie, że Beaufrand wzięła na warsztat niezbyt znany historyczny epizod.
Brakowało mi też trochę Botticellego. Niby był obecny w całej książce, ale gdzieś w tle, a nie na pierwszym planie. I wbrew poprzednim zdaniom stwierdziłam pod koniec, że był to dobry zabieg, gdyż dzięki temu malarz nie przysłonił fabuły, a ją wzbogacił. Nie musieliśmy oglądać jak jeździ pędzlem po płótnie, ale za to dowiedzieliśmy się jaki wpływ miał na florencką śmietankę.
Po tym wszystkim co napisałam można by odnieść wrażenie, że książka mi się nie podobała. Wręcz przeciwnie! Primavera miała moją uwagę od pierwszej do ostatniej strony. Tym bardziej dałam się jej wciągnąć, że nie wiedziałam jak potoczą się losy bohaterów (choć samo zakończenie jakoś mnie nie zaskoczyło). To naprawdę świetna książka, z wyrazistymi bohaterami i ciekawą fabułą. A to, że wypunktowałam jej minusy? No cóż, gdyby nie one to byłaby idealna.
Książkę zgłaszam do wyzwań: Od A do Z, Historia z trupem
Drugim minusem było zaplątanie czasowe- może wynikło z mojego roztrzepania. Ale na początku spotykamy Florę w pracowni złotniczej, potem przenosi nas do swojej przeszłości, potem wraca do pracowni (która dla mnie była cały czas teraźniejszością, od której bohaterka robi krok w tył), a potem nagle widzimy ją wiele lat później. Przyznam, że te ostatnie sceny mnie zdezorientowały- zaburzyły mój punkt odniesienia.
źródło |
Brakowało mi też trochę Botticellego. Niby był obecny w całej książce, ale gdzieś w tle, a nie na pierwszym planie. I wbrew poprzednim zdaniom stwierdziłam pod koniec, że był to dobry zabieg, gdyż dzięki temu malarz nie przysłonił fabuły, a ją wzbogacił. Nie musieliśmy oglądać jak jeździ pędzlem po płótnie, ale za to dowiedzieliśmy się jaki wpływ miał na florencką śmietankę.
Po tym wszystkim co napisałam można by odnieść wrażenie, że książka mi się nie podobała. Wręcz przeciwnie! Primavera miała moją uwagę od pierwszej do ostatniej strony. Tym bardziej dałam się jej wciągnąć, że nie wiedziałam jak potoczą się losy bohaterów (choć samo zakończenie jakoś mnie nie zaskoczyło). To naprawdę świetna książka, z wyrazistymi bohaterami i ciekawą fabułą. A to, że wypunktowałam jej minusy? No cóż, gdyby nie one to byłaby idealna.
Książkę zgłaszam do wyzwań: Od A do Z, Historia z trupem
Czasy renesansu - aż się rozmarzyłam - muszę przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńCzytaj- zdecydowanie polecam :)
Usuń