środa, 21 maja 2014

Grunt to rodzinka..."Żony i córki. Historia codzienna"

Długo czekała ta książka na swoją kolej. Za każdym razem kiedy po nią sięgałam zdawałam sobie sprawę, że do torebki się nie zmieści (ma dobrze ponad 800 stron), a na lekturę w domu zbytnio czasu nie ma. W związku z tym kiedy zostałam na kilka dni pozbawiona komputera i unieruchomiona mogłam w końcu zabrać się za Żony i córki. Historię codzienną. Teraz żałuję, że tak późno.

Molly jest dorastającą panienką, mieszkającą w miasteczku Hollingford wraz z ojcem lekarzem. Kiedy jeden z jego uczniów zakochuje się w dziewczynie doktor wpada w panikę. Zdaje sobie sprawę z tego, że córeczka dorasta i nie powinna już przebywać sama w domu pełnym mężczyzn. A także, że przy wchodzeniu w świat przydałaby się jej kobieca pomoc. Konsekwencją tych spostrzeżeń jest jego ożenek z wdową, która ma córkę w wieku zbliżonym do Molly. Jak łatwo się domyślić docieranie się charakterów będzie trudne (choć nie w sposób o którym myśli czytelnik, gdy w powieści pojawia się macocha). Zarówno nowa pani Gibson, jak i jej córka, Cynthia, zdecydowanie różnią się od doktora Gibsona i Molly.

źródło
Doktor to człowiek twardo stąpający po ziemi, oddany swojej pracy i z nienaruszalnymi zasadami, które wpoił swojej córce. W związku z tym Molly nie jest płochym stworzeniem myślącym tylko o strojach i romansach. To raczej poważna panna, chętnie zgłębiająca wiedzę i służąca bezinteresowną pomocą. W miasteczku i okolicach nie ma osoby, która by jej nie lubiła. Czasem w tej swojej naiwności, wierze w ludzi i przyjaźni dla całego świata była ona tak słodka, że aż nie mogłam wytrzymać. Szczególnie gdy łykała łzy i poświęcała się dla kogoś. 

Z kolei pani Gaskell to uboga była guwernantka dzieci mieszkającego "po sąsiedzku" lorda. Przebywanie w świecie arystokracji sprawiło, że według niej wszyscy nie mieszkający w dworze są nieciekawi i niewarci uwagi. Jest przy tym niesamowicie egocentryczna i zadufana w sobie. Dodatkową wadą tej niewiasty jest to, że cały czas mówi. Absolutnie cały czas. I absolutnie nie interesuje jej czy ktoś tego słucha. Jej córka, która większość czasu spędzała daleko od matki, wydaje się być osobą pozbawioną uczuć. Młodą dziewczyną, która już jest znużona światem i nie wierzy w lepsze jutro. Kiedy czwórka tak różnych ludzi zamieszka pod jednym dachem nie może być spokojnie.

źródło
Szczególnie jeśli dołożymy do tego dwóch zaprzyjaźnionych młodzieńców, synów mieszkającego niedaleko dziedzica; matkę, która chce jak najszybciej wydać córki za mąż; porzuconego narzeczonego, który nie chce odejść w zapomnienie i reputację, którą dziewczyna może stracić przez byle głupstwo.

Oczywiście brzmi to wszystko naiwnie (i takie jest), ale nie zapominajmy, że książka powstała w połowie XIX w. Jest więc sielankowo, romantycznie, z uniesieniami serca i rodzinnymi awanturami o honor, majątek i posłuszeństwo. Zaś tytułowe Żony i córki będą wprowadzać tyle zamieszania ile tylko kobiety potrafią. A przy tym będą czarujące i podstępne. 

Jednak oprócz romansów, drobnych kłótni i zabawnych potyczek  książka Elizabeth Gaskell ma jeszcze jedną ogromną zaletę: ukazuje nam świat z lat 60. XIX w. z pozycji osoby, która w nim żyła, a nie historyka/pisarza opierającego się na źródłach. Autorka pisze o wielu drobiazgach, które nam wydają się nieistotne, ale dla tamtych ludzi stanowiły sprawy wręcz kluczowe. Zaglądamy przy tym do wielu domów i podglądamy jak żyli ludzie o przeróżnym statusie społecznym. Odkrywamy, że wstążka przy kapeluszu to niesłychanie ważny drobiazg, i że kobiecie wystarczy umiejętność czytania i pisania- więcej wiedzy może jej zaszkodzić.
źródło

Niestety powieść ma też jeden ogromny minus: nigdy nie została ukończona. Jej pisanie przerwała śmierć Gaskell w 1865 r. Na pocieszenie wydawca informuje nas w skrócie jak miały się potoczyć dalsze losy bohaterów, gdyż zachowały się notatki i szkice wykonane przez autorkę.

Żony i córki to prawdziwa gratka dla tych osób, które wzdychają do pięknych i romantycznych czasów wiktoriańskich, dla miłośniczek powieści Jane Austen i tych, które oddychają z ulgą, że czasy gorsetów, drącego się muślinu i sztywnych konwenansów już za nami.



Książkę zgłaszam do wyzwań: Grunt to okładka, Historia z trupem

16 komentarzy:

  1. Mam już za sobą dwa spotkania z Elizabeth Gaskell. Bardzo podoba mi się jej sposób narracji więc po "Żony i córki" też na pewno sięgnę jak tylko skończę czytać "Shirley" CH. Bronte. Jakoś ostatnio ciągnie mnie do tych opasłych tomiszczy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie do nich zawsze ciągnęło przez co mam torebki wielkości małej walizki :) Jakoś z siostrami Bronte mi nie po drodze. Przymierzam się do nich co jakiś czas, ale kończy się zawsze czymś innym. A "Żony i córki"polecam zdecydowanie.

      Usuń
  2. Ja powoli dojrzewam do klasyki i jak tylko skończę poznawanie dzieł sióstr Bronte, mam zamiar wziąć się za Gaskell.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że siostry Bronte przeżywają drugą młodość. Muszę się w końcu z nimi zaprzyjaźnić.

      Usuń
  3. Mam tę książkę na półce, już jakiś czas temu mnie zainteresowała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę posiadania na własność. Ja muszę oddać :(

      Usuń
  4. Zlekceważyłam to, że nie mieści się do torebki i wzięłam ją na wyjazd. Czytało się bajecznie. Polecam wszystkim mini serial, będący ekranizacją. Cudny klimat i masa motylków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, do miniserialu nie dotarłam. Poszukam na pewno :)

      Usuń
  5. Nigdy nie słyszałam o tej powieści, ale zachęciłaś mnie swoim tekstem. Może wadą jest to, że historia ta nie została doprowadzona do końca, ale w pewnym sensie dodaje to smaczku książce. Muszę koniecznie ją przeczytać, bo mam ochotę na takie XIX wieczne pozycje, a nie ciągle współczesne. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest tak, że historia się nagle urywa. Tak jak pisałam: Gaskell zostawiła notatki, na podstawie których wydawca opisał dalsze losy bohaterów. Ale to już nie jest to samo. To co jej zajęłoby pewnie ok. 200 stron on zmieścił na 2.
      A klimat książki rzeczywiście jest uroczy.

      Usuń
  6. Och, jak to się cudownie czytało! A jak się o tym wspaniale pisało... ;) Genialne tło społeczno-obyczajowe, dla wielbicieli epoki wiktoriańskiej (przed- i po- także) jak znalazł. Postaci w dużej mierze znakomite, szczególnie te najbardziej irytujące, zupełnie jak u Austen. Uwielbiam Gaskell i nie zmieni tego nawet konieczność dyskretnego ziewania nad "Północ i południe".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też automatycznie porównywałam twórczość Gaskell z książkami Austen :) I masz rację- to był taki kawałek wiktoriańskiego świata, który ktoś zamroził i zachował nienaruszony do naszych czasów.
      Hm, to mówisz, że "Północ i południe" już takie ciekawe nie jest? Troszkę mnie tym zmartwiłaś.

      Usuń
    2. Nie słuchaj mnie, nie słuchaj! Sama się przekonać musisz:) Powiem tylko tyle, że mi się recenzję z "Żon i córek" pisało wspaniale, a za "Północ i południe" nawet zabierać mi się nie chciało:) No, ale ilu czytelników, tyle opinii, więc czekam na Twoją!

      Usuń
    3. O, a mnie się często najlepiej pisze o książkach, które mi się nie podobały (choć nie teraz- 4 czekają na recenzje...).
      Na razie jeśli chodzi o Gaskell to mam Mary Barton zachomikowaną z biblioteki, więc ona pójdzie na pierwszy ogień. Ale "Północ i południe" też pewnie dostanie swoją szansę :)

      Usuń
  7. Sama jeszcze po nia nie siegnelam z powodu rozmiaru, ciezko sie z nia gdziekolwiek chodzi. Mam ja oczywiscie w pamieci i mam nadzieje, ze kiedys beda sprzyjajace okolicznosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to to! Dlatego u mnie przeleżała kilka miesięcy. Dopiero pobyt w szpitalu praktycznie bez żadnych zdobyczy techniki umożliwił mi jej przeczytanie. A czyta się ekspresowo

      Usuń