Pieta to miejsce
nietypowe. Sierociniec, klasztor i szkoła muzyczna w jednym. Najlepsza w
Wenecji szkoła muzyczna. Jej chórzystki zapraszane są do udziału w licznych
koncertach, a szlacheckie rody przysyłają tu na naukę swoje córki. Przez lata
dyrektorem muzycznym tego miejsca był Antonio Vivaldi.
Jego bytność w Piecie
przeplata się z życiem dwóch sióstr: Maddaleny i Charietty. Młodsza, Charietta
jest,odznaczającą się ogromną urodą, wybitną śpiewaczką . Z kolei starsza,
Maddalena wyróżnia się grą na skrzypcach. Jej talent dostrzega Vivaldi. Losy
tej dwójki to wielokrotne rozstania i powroty. Są jednocześnie mistrzem i
uczennicą, przyjaciółmi i współpracownikami.
Wenecja Vivaldiego nie jest kolejną książką o siostrzanej rywalizacji. Wręcz przeciwnie. Pomiędzy Maddaleną i Chariettą jest ogromna, przesycona miłością więź oparta na zaufaniu i trosce. Nie ulega ona rozluźnieniu nawet wtedy gdy wybiorą skrajnie różne życie. W końcu z Piety są tylko dwa wyjścia: w małżeństwo albo do zakonu. Wybór, którego dokonać muszą siostry jest trudny i żadnej z nich nie przyniesie szczęścia.
Czytając tę książkę momentami miałam wrażenie, że postacie są strasznie płaskie, przewidywalne. Ale chyba jest to jej urokiem. Prosta fabuła pozwoliła autorce oddać klimat Wenecji przełomu XVII i XVIII wieku. Miasta, które żyje karnawałem. Skontrastowane jest ono z zasadami panującymi w Piecie, przez co jedna z sióstr po opuszczeniu jej bezpiecznych murów przeżywa szok. Wychowana w ascezie, modlitewnym skupieniu po zawarciu małżeństwa przekonuje się że wierność i skromność nie są cechami cenionymi przez Wenecjan.
Trochę na tle tego barwnego miasta gubi się sam Vivaldi. Czasami jego obecność na kartach książki ogranicza się do zdawkowych stwierdzeń „Vivaldi wrócił do Piety”. Dlaczego tak jest dowiadujemy się z wywiadu z autorką. Przede wszystkim chciała ona napisać książkę o kobietach z Piety- barwna postać Vivaldiego miała dodawać tylko kolorytu. I taka jest ta książka- niesłychanie klimatyczna i kolorowa. W sposób naturalny stajemy się obserwatorem i towarzyszem mieszkańców Wenecji. Razem z nimi chodzimy na koncerty, pływamy gondolą, bierzemy udział w ucztach, romansujemy.
Powieść została zainspirowana wzmianką w dokumentach na jaką natrafiła Laurel Corona. Mówiła ona o współpracy Vivaldiego z muzyczkami z Piety. Początkowo miała ona posłużyć tylko do wzbogacenia uniwersyteckich wykładów wygłaszanych przez autorkę, później jednak stała się dla niej impulsem do napisania powieści. Jak na razie jedynej z jej książek przetłumaczonych na polski. A szkoda bo Wenecja Vivaldiego jest naprawdę godna polecenia i zachęcona jej lekturą chętnie sięgnęłabym po coś więcej pióra Laurel Corony.
źródło |
A na zachętę: barwna wenecka migawka ze świata, do którego zabiera nas autorka.
Zaintrygowałaś mnie :)
OdpowiedzUsuń