środa, 9 lipca 2014

Dom, który leczy. "Prowansalski balsam na złamane serce"

Z tematyką radzenia sobie z żałobą miałam już do czynienia przy okazji książki: Szczęśliwy dom złamanych serc.

Heidi to młoda wdowa z ośmioletnim synkiem, Abbotem. Jej mąż zginął w wypadku samochodowym, a ona nie potrafi sobie z tym poradzić. Izoluje się od ludzi, porzuciła wszystko co wcześniej sprawiało jej przyjemność- żyje wspomnieniami o Henrym i miłością do syna. Przełomem są dla niej dwa wydarzenia: ślub siostry (pierwsza tak radosna uroczystość od wypadku) i pożar domu w Prowansji. 

Ten stary budynek był w rodzinie matki od pokoleń. Jako dziecko Heidi spędzała tam wakacje. Jednak po dziwnym lecie kiedy jej matka porzuciła rodzinę i zaszyła się na francuskiej wsi sama dom stał pusty. Teraz bohaterka ma tam pojechać i dopilnować remontu, a jednocześnie odnaleźć siebie. Razem z nią, oprócz Abbota, jedzie Charlotte- pasierbica jej siostry i potrzebująca akceptacji i miłości szesnastolatka. Na miejscu oczekują ich: przyjaciółka rodziny i opiekunka domu Veronnique i jej syn Julien.

Jak można się domyślić proces powracania Heidi do życia nie będzie łatwy. Trudno jej będzie pozbyć się męża z każdej myśli jaka przychodzi jej do głowy. Jeszcze trudniej będzie dać synowi trochę oddechu, lecz nie tylko ona będzie musiała pogodzić się z przeszłością/przyszłością. 

źródło
Prowansalski balsam na złamane serce to książka tak jak zapowiada to tytuł: ciepła, spokojna, łagodna, mogąca służyć za opatrunek na targające czytelnikiem emocje. Nie przekonała mnie wszakże do siebie w 100%. Momentami, słuchając słów Heidi czy wnikając w jej myśli (gdyż to ona jest naszą narratorką) miałam jej dosyć. Chciałam żeby odważyła się żyć, a ona starała się jeszcze głębiej zagrzebać w swoją skorupę. Moje drobne rozczarowanie może wynikać głównie z tego, że spodziewałam się powieści zdecydowanie lżejszej i zabawniejszej. Prowansalski balsam... pozostaje raczej poważny i pełen melancholii i motywów do rozważań. Trudno się temu dziwić. W końcu mierzy się z trudnym tematem.

Bridget Asher stworzyła książkę, która przenosi nas do Prowansji. Jej, bardzo plastyczne i malownicze, opisy otoczenia sprawiają, że mamy je przed oczami i czujemy się gośćmi w małym domu na francuskiej prowincji. A kilka, umiejętnie wplecionych w fabułę, stereotypów dodało powieści smaczku.

Jeżeli więc macie ochotę na refleksyjną powieść z Mont Sainte-Victoire w tle to Prowansalski balsam na złamane serce jest właśnie dla Was.

Książkę zgłaszam do wyzwania: Grunt to okładka

4 komentarze:

  1. Oklepany temat, ale piękna okładka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak :) Już nieraz przyznawałam się do mojej słabości do ładnych okładek :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ale na takiej jak teraz: deszczowe i melancholijne :)

      Usuń