czwartek, 7 sierpnia 2014

Gdy miłość zmienia wszystko. "Dziewczyna w błękitnej sukience"

Strasznie dawno nie pojawiały się u mnie żadne powieści historyczne. Stęskniłam się za nimi i czas nadrobić braki.

Mój powrót do tego gatunku zaczynam od książki nietypowej. Dziewczyna w błękitnej sukience to historia, która się wydarzyła bądź też mogła się wydarzyć. Nic do końca nie jest w niej oczywiste. Nawet imiona bohaterów, których autorka na potrzeby książki przechrzciła (przyznam, że tego zabiegu absolutnie nie rozumiem).

Po raz kolejny zostało mi brutalnie uświadomione, że wiktoriańska Anglia, to epoka, która wydaje się być dużo bardziej romantyczną niż była w rzeczywistości. Dobitnie przekonuje mnie o tym relacja Dorothei Gibson- wzgardzonej przez męża, żony wielkiego pisarza. Poznajemy ją w dzień pogrzebu Alfreda. Nie uczestniczy ona w uroczystościach ku jego czci, ale pozostaje w domu. Odkąd 10 lat wcześniej Alfred zażądał separacji, ją obarczając winą za rozpad ich małżeństwa, nie ruszyła się ona z mieszkania. Jej bierność irytuje bardzo jej najstarszą córkę: Kitty, jedyne dziecko, które nie zostało od niej odcięte.

Od tej irytacji zaczyna się cała powieść. Wściekła Kitty miota się po matczynym saloniku wylewając żale na "Jednego Jedynego" i jego pogrzeb, który stał się uroczystością masową, podczas gdy jej matka pozostaje niewzruszona w swoim fotelu. Słowa córki sprawiają, że zatapia się we wspomnieniach i zabiera nas do czasów swojej młodości i szaleńczej romantycznej miłości.

Przeszłość i teraźniejszość przeplatają się w Dziewczynie w błękitnej sukience na każdej stronie. Pozornie niewielkie wydarzenia budzą w Dorothei wspomnienia. Poznajemy więc jej rodzinny dom, siostry z którym się wychowywała i ojca, który przyprowadził do domu oryginała w kolorowej kamizelce. Jednak prosto z tych szczęśliwych czasów trafiamy, w te kiedy samotna, stara kobieta marzy o życiu, które utraciła. Jednocześnie jest gotowa stanąć twarzą w twarz z rzeczami, które wypierała ze swojego umysłu i osobami, które oskarża o zmarnowanie jej szczęścia. Możemy patrzeć jak dzięki śmierci Alfreda i w niej, i w całej rodzinie, zachodzą ogromne zmiany.

Postaci stworzone (ożywione) przez Gaynor Arnold są jednocześnie bardzo barwne i stereotypowe. Kobiety, to bezwolne istoty podległe we wszystkim mężczyznom, z kolei mężczyźni to bawidamki, hazardziści, nałogowcy. One rodzą dzieci i siedzą w domach, oni brylują na salonach. Jacyś tacy ci przedstawiciele płci brzydkiej (w większości) byli oślizgli i mataczący. Trudno znaleźć w nich było pozytywne cechy. Oczywiście zdarzyły się wyjątki od obu tych reguł. Jednym z nich, bawiącym mnie za każdym razem kiedy pojawiała się na scenie, była służąca Dorothei Prawdziwa "stara szkoła"- rządząca nie tylko domem, ale i jego właścicielką. Przy tym wszystkim chyba nie było osoby, która nie budziłaby jakiś moich emocji, czy była mdła i nieciekawa. Każda miała w sobie to coś, co sprawiało, że przykuwała moją uwagę.

Za pierwowzory Dorothei i Alfreda Gibsonów posłużyła para, która istniała w rzeczywistości. Dziewczyna w błękitnej sukience to historia życia Catherine i Charlesa Dickensów. Historia, jak sama autorka zaznacza, w której ożywają postaci z książek pisarza i w której luki wypełniły domysły Arnold. Czytając ją słyszałam stukot kół dorożek o bruk, widziałam buzujący w kominku ogień i, wraz z Dorotheą, stresowałam się spotkaniem z królową Wiktorią. Jeżeli macie ochotę cofnąć się o 150 lat, to zdecydowanie ta powieść przypadnie Wam do gustu. Ja zaś posmucę się, że jest to jedyna książka autorstwa Arnold i pozastanawiam dlaczego zmieniła nazwiska bohaterów. 

Książkę zgłaszam do wyzwania: Grunt to okładka

12 komentarzy:

  1. Wiktoriańska Anglia - mniam, mniam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wielką ochotę na tę książkę, zwłaszcza, że na półce czeka "Sekretna kochanka Dickensa" - ciekawie byłoby przeczytać obie te powieści i skonfrontować je ze sobą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawy pomysł. Już widzę czego powinnam w bibliotece poszukać :)

      Usuń
    2. Zdecydowanie polecam ten sposób :) O Dickensie wiele nie wiedziałam, po lekturze tych dwóch książek wiedziałam o wiele więcej, a przy tym chciałam się dowiadywać jeszcze i jeszcze.

      Usuń
  3. Chyba skuszę się na tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie słyszałam o tej książce, a myślę, że może mi się spodobać. Na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli tylko lubisz wiktoriańską Anglię, to się spodoba :)

      Usuń
  5. Zastanawiam się skąd to postrzeganie XIX wieku jako romantycznej epoki - mnie w ogóle nie wydaje się romantyczna, wręcz przeciwnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to kwestia tego, że w imię pewnych ideałów (również romatycznych) podejmowano różnorakie walki. XIX obfituje w wiele takich konfliktów. Niejednokrotnie nie mały one szans powodzenie.....czytaj powstanie listopadowe, styczniowe

      Usuń
    2. Natalia podeszłaś do tego chyba zbyt naukowo.
      Jak dla mnie chodzi o kiecki :) (to jest oczywiście pewne uproszczenie) O kobietę stojącą na piedestale, delikatną, mdlejącą z byle powodu, ulotną, spowitą w biały muślin, taką którą trzeba otoczyć opieką, bo bez silnego męskiego ramienia nie da rady istnieć. Konfrontujemy to z czasami obecnymi gdzie kobieta biega w spodniach, pracuje na 2 etaty i często ma większe jaja niż jej partner. I tamte czasy wydają się być bardziej romantyczne.

      Usuń