Wiadomo,
że nic tak nie poprawia humoru jak czekolada. Gdyby przywódcy
wielkich armii jedli ją codziennie świat dawno zapomniałby o
wojnach. Okazuje się, że takie terapeutyczne działanie posiada nie
tylko ona, ale również babeczki.
Annie
i Julia spotykają się po raz pierwszy od dziesięciu lat. Patrząc
na nie trudno jest uwierzyć, że razem się wychowywały, chodziły
do szkoły i były najlepszymi przyjaciółkami. Teraz pomiędzy nimi
stanął ogromny emocjonalny mur. Kiedy więc wpadają na siebie na,
odbywającym się w rodzinnym domu Julii, przyjęciu są sobie obce.
Różni je wiele rzeczy. Łączy jedynie miłość do słodyczy.
Annie
jest cukiernikiem. Talent kulinarny odziedziczyła po swojej matce,
kucharce pracującej dla rodziny Julii. Od je śmierci Annie marzy o
odnalezieniu jej notesu z przepisami oraz założeniu własnej cukierni. Z kolei
Julia to bizneswomen, która nagle rzuciła pracę w Nowym Jorku i
wróciła do rodzinnego San Francisco aby czuwać nad przygotowaniami
do swojego ślubu. Wyraźnie jednak trapią ją jakieś smutki i
rozterki. W ich pozbyciu się ma jej pomóc pewien projekt:
cukiernia, na którą ona wyłoży pieniądze, a której szefową
będzie Annie.
Początki
współpracy są trudne. Nie tylko ze względu na atmosferę między
bohaterkami, ale również dlatego że remont lokalu napotyka na
coraz to nowe trudności. Ktoś wybija szybę, niszczy drzwi, a na
desce przeznaczonej na blat baru napisał: „To nie jest
miejsce dla ciebie”. Słowa, które Annie wielokrotnie słyszała
podczas ostatniego roku w liceum. Ostatnich chwil spędzonych wraz z
Julią. Wydaje się, że ich prześladowcą jest osoba, która zna
ich przeszłość.
Narratorkami
Przepisu na życie
są na przemian Annie i Julia. Dzięki temu zabiegowi możemy
spojrzeć na te same wydarzenia z różnej strony. Mamy także wgląd
w różne aspekty ich przeszłości, które mają wpływ na
współczesne wydarzenia. Obie muszą zmierzyć się z trudnymi
wspomnieniami. Dopóki sobie z nimi nie poradzą, nie będą w stanie
normalnie istnieć.
Ciekawym
zabiegiem jest podzielenie tekstu na miesiące. Autorka rozpoczyna od
powtórnego spotkania bohaterek w czerwcu i kończy na maju kolejnego
roku. Z każdego kolejnego miesiąca wybiera te wydarzenia, które
dotyczą ich obu i wspólnie zakładanej cukierni. Dzięki temu nie zasypuje czytelnika mnogością wątków i bohaterów.
Przyznam,
że spodziewałam się kolejnej romantycznej historii okraszonej
sporą dawką apetycznych potraw. I pod tym względem Przepis
życia
mnie zaskoczył. Pojawiający się w nim wątek miłosny jest tylko
dodatkiem, nie stanowi najistotniejszego elementu fabuły.
Trudno
uwierzyć, że Przepis
życia
to literacki debiut Meg Donohue. Powieść czyta się jednym tchem
cały czas mając nadzieję, że bohaterkom uda się naprawić
relacje. Jedyne co mnie rozczarowało to brak przepisów. Opisy
kolejnych serwowanych przez Annie babeczek sprawiają, że
czytelnikowi cieknie ślinka. Nie może jednak przekonać się jak
smakowałyby one w rzeczywistości.
Zachęciłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo :)
UsuńRównież miło mnie zaskoczyła ta książka ;) I również żałowałam, że nie ma w niej przepisów, bo chętnie skosztowałabym te babeczki.
OdpowiedzUsuńSzczególnie, że były tak sugestywnie opisane :)
UsuńOtóż to! I tak się nimi wszyscy zachwalali. Też bym chciała, a jakże! :)
UsuńSmakowita recenzja :)
OdpowiedzUsuńI smakowita książka :)
Usuń