Pozostając w temacie miłości na monarszym dworze sięgnęłam po książkę, która opowiadać miała nie o małżonkach lecz o kochankach władców.
W łóżku z królem. 500 lat cudzołóstwa, władzy rywalizacji i zemsty. Historia metres królewskich zapowiadało się fantastycznie, Niestety, tak jak to często bywa z książkami, które robią wielkie nadzieję, przyniosła ona ze sobą ogromne rozczarowanie. A nawet kilka.
Pierwsze związane jest z zakresem tematycznym poruszanym przez autorkę. Z zapowiedzi na okładce wynika, że poznamy sylwetki wielu królewskich kochanek. W końcu przez 500 lat, przez dwory Europy przewinęło się ich na pewno mnóstwo. Szybko jednak odkryłam, że Eleanor Herman nie ma zamiaru pisać o całym tym okresie i różnych krajach. W swojej opowieści skupia się głównie na władcach francuskich: Franciszku I, Henryku II, Ludwiku XIV i Ludwiku XV, angielskim Karolu II, bawarskim Ludwiku I czy wreszcie saskim Auguście Mocnym. Brakowało mi kochanic włoskich, hiszpańskich czy angielskich, a także zajrzenia w dalsze epoki. Myślę też, że gdyby każdemu z panujących poświęciła osobny rozdział to książka robiłaby na mnie dużo pozytywniejsze wrażenie.
Eleanor Herman zdecydowała się jednak na tematyczny podział treści. Mamy więc rozdział o królewskich bękartach, wpływie metres na rządy czy ich losie po śmierci króla. I tu pojawia się moje drugie rozczarowanie. Muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak zabałaganionej książki. Autorka skacze z kraju do kraju, od władcy do władcy niby pisząc o jednym, konkretnym aspekcie, ale powtarzając to co znajduje się we wcześniejszych rozdziałach, powielając te same myśli. Dodatkowo fakt, dość nagłego, przeskakiwania między osobami sprawiał, że bywały momenty iż w połowie akapitu orientowałam się, że czytam o już kolejnym bohaterze. Chaos, który panuje w W łóżku z królem nie pozwala również na stworzenie sobie całościowego obrazu władcy i jego kochanek.
Oczywiście lektura ta ma nie tylko minusy. Jej zdecydowanym plusem jest ciekawy język, a także ubarwienie tekstu licznymi anegdotami, wspomnieniami czy listami. Dzięki temu nie dostajemy tylko suchej podręcznikowej wiedzy o opisywanych postaciach, ale dowiadujemy się jak żyły, jakie miały charaktery i co myśleli o nich współcześni.
Trudno mi jednak było traktować przedstawiane treści jako wiarygodne, gdyż na jednej z pierwszych stron autorka popełniła dość znaczny błąd rzeczowy. Dotyczył on Anny Kliwijskiej, która, według Eleanory Herman, po rozwodzie powróciła do swojego kraju. Ciężko mi było uwierzyć, że jest to jedyny taki "kwiatek", obawiam się, że reszty po prostu nie wychwyciłam. I może zabrzmię tutaj dość radykalnie, ale na miejscu twórców, pozostawiłabym jednak pisanie książek historycznych (oczywiście nie mówię o powieściach) historykom. A takim niestety Eleanor Herman nie jest.
W łóżku z królem jest na tyle przyjemną w odbiorze lekturą, że spokojnie można po nią sięgnąć. Nie traktowałabym jej jednak jako bardzo wiarygodnego źródła wiedzy.
Książkę zgłaszam do wyzwań: Z literą w tle, Nie tylko literatura piękna
Nie lubię jak ktoś robi błędy w książkach, które tyczą się prawdziwych wydarzeń. Zawsze mnie zastanawia (tak jak Ciebie,) ile błędów nie wyłapałam. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDla mnie taki autor przestaje być od razu wiarygodnym.
UsuńTę o polskich królowych i księżniczkach? Po zapowiedziach mnie kusiła, ale że nie jesteś pierwszą osobą, która negatywnie się o niej wyraża to sobie daruję.
OdpowiedzUsuńNiestety (a może na szczęście) historycy to bardzo niewdzięczny czytelnik takich książek. Ja też pewnie przez wykształcenie podchodzę do nich zawsze bardzo nieufnie. A potem albo się przekonam albo nie. Tym razem autorka nie budzi zaufania.
OdpowiedzUsuń