piątek, 5 lipca 2013

Największy moczymorda poszukiwany. "Na zdrowie"

Macie czasem tak, że po przeczytaniu pierwszego tomu jakiejś serii nie możecie się doczekać na lekturę kolejnego, a kiedy już to nastąpi to nie do końca wiecie jak się do niego odnieść? Coś takiego stało się moim udziałem przy okazji czytania Na zdrowie.

Po raz kolejny zawitaliśmy do Nogradu. Od wydarzeń opisanych w pierwszym tomie minęło ledwie kilka dni. Moi ulubieni, pierdołowaci przestępcy siedzą w lochu. Kasztelan Gramisz marzy o tym by jak najszybciej ich stracić. Jego syn, Alford szykuje się na spotkanie z przyszłym teściem. Ma zamiar pozyskać jego przychylność dzięki magicznemu dekotowi. Do pomocy magicznych wywarów uciekają się również żona i teściowa jednego z więźniów, które postanawiają odbić ich z lochów. Dodatkowo nie daje o sobie zapomnieć bogobój, który w dalszym ciągu zamartwia się upadkiem obyczajów i pustą świątynią.

Wszystko to dzieje się na tle przygotowań do Festiwalu Wydmikufla. To święto pijaństwa przyciągnęło licznych podróżnych. Przybył także, posługujący się kwiecistym językiem, komisarz, który ma pilnować uczciwości zawodów. W odwiedziny do Nogradu wybiera się również król Bragholt wraz ze swoją, wybitnie nieurodziwą, córką.

Łatwo się domyślić, że losy wszystkich tych bohaterów splotą się ze sobą, dodatkowo każdemu pójdzie coś nie po jego myśli co doprowadzi do jeszcze większego zamieszania niż wybuchło poprzednio. 

Z jednej strony książka rzeczywiście ma zabawne momenty i tego się jej odmówić nie da. Bywa śmiesznie, zaskakująco, a przede wszystkim chaotycznie. Jednak, niestety, "w tym szaleństwie jest metoda" i już po kilku stronach czytelnik orientuje się, że źle pójdzie wszystko co pójść źle może. I nawet bez zbytniego wysiłku da się przewidzieć w jaki sposób dojdzie do nieszczęścia. Choć momentami rzeczywiście Marcinowi Hyblowi udało się mnie zadziwić.

Na dodatek humor, którym bawi nas autor zbyt przypomina mi "rzucanie ciastem" tak umiłowane przez twórców amerykańskich komedii. Oczywiście nie w każdym momencie, ale kilkustronicowy, barwny opis defekacji jakoś przysłonił mi inne gatunki dowcipu i trochę zniechęcił do lektury.

I tak jak poprzednią część, Awanturę na moście, gorąco Wam polecałam i w dalszym ciągu polecam (a już niedługo będzie nawet możliwość otrzymania jednego egzemplarza), tak co do Na zdrowie mam bardzo mieszane uczucia. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Instytutowi Wydawniczemu Erica





Książkę zgłaszam do wyzwań: Polacy nie gęsi, Z literą w tle

6 komentarzy:

  1. I cz. przeczytana, druga też będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja muszę dopiero przeczytać I część. Bardzo zachęcajaco ją przestawiasz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza była świetna! Może nie ambitna, ale poprawiała humor. Za to druga mnie rozczarowała :(

      Usuń
  3. A ja nie mam kiedy przeczytać "Awantury na moście". Chyba muszę się za nią wreszcie zabrać ;)

    OdpowiedzUsuń