niedziela, 29 września 2013

W blasku fleszy. "Miłość: instrukcja obsługi"

Kiedy spotkają się "przeciętna" kobieta marząca o sławie i miłości oraz sławny mężczyzna tęskniący za spokojem i anonimowością muszą iść iskry.

Amy pracuje jako asystentka stylistki w Vogue. Może brzmi to dumnie, ale jej praca ogranicza się do prasowania ubrań i upinania ich na modelkach. Amy pragnie znaleźć mężczyznę idealnego. Kiedy trafia na Orlanda wydaje jej się, że w końcu znalazła swojego księcia z bajki. Problem jest jeden: Orlando to sławny aktor i bożyszcze wszystkich kobiet (niezależnie od ich wieku) zamieszkujących Wielką Brytanię. Amy jednak wcale nie jest zrażona tym faktem. Już widzi siebie na czerwonych dywanach, rozkwitającą w blasku reflektorów. Orlando ma jednak inne plany. Za wszelką cenę chce ochronić swoją prywatność i nie rzucać Amy na pożarcie paparazzim. Kiedy więc rewelacje z ich wakacji trafiają na pierwsze strony gazet traci cierpliwość do dziewczyny.

Powiem szczerze: Amy mnie irytowała. Robiła wrażenie wiecznej dziewczynki, która jeszcze nie dojrzała do myślenia o kimś innym niż o sobie. Rozpętuje lawinę wydarzeń, a potem jest zdziwiona kiedy zostaje przez nią zmieciona. Brakuje jej czasami tego uroczego "zakręcenia" jakie zazwyczaj prezentują sobą bohaterki tego typu powieści. Na szczęście tylko czasami.

Okładka Miłość: instrukcja obsługi kusi czytelnika (choć zapewne czytelniczkę bardziej) trzema słowami. Zabawne. Seksowne. Optymistyczne. I rzeczywiście ani przez chwilę nie czułam się oszukana. Wszystkie te cechy znajdziemy w powieści. Jest ona typowym poprawiaczem humoru z wielką miłością i seksem w tle. Chociaż zaskakujący dla czytającego może być fakt, że Amy mieszka z prawdziwymi "potworami", które starają się ze wszystkich sił uprzykrzyć jej życie. 

Clare Naylor wykorzystała znane nam już schematy postaci: szalona najlepsza przyjaciółka; ktoś starszy, kto doradzi iść za uczuciami itd.

Mam wrażenie, że ostatnio czytam zbyt dużo książek z tego gatunku. Trudno już jest mnie wprawić w zachwyt i zaskoczyć. I może dlatego Miłość: instrukcja obsługi jawi mi się jedynie jako przyzwoita powieść. Do ideału rzeczywiście trochę jej brakuje, ale przyciąga uwagę i bawi, a to chyba jej główne zadania. Także myślę, że na nadchodzące pochmurne dni będzie jak znalazł.

Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle

piątek, 20 września 2013

Ratuj się kto może. Dziennik szalonej narzeczonej"

Przyznawałam się  niejednokrotnie, że: "oceniam książkę po okładce". Tzn. musi ona być na tyle interesująca żeby przykuć mój wzrok w bibliotece. A że jestem estetką to zazwyczaj wybieram te powieści, których okładka jest po prostu ładna. W większości przypadków taka "wyciągnięta w ciemno książka" przypada mi do gustu (taki 6 zmysł mola książkowego). Czemu w takim razie zdjęłam z półki Dziennik szalonej narzeczonej nie mam pojęcia. Przyznacie sami, że okładka jest raczej z tych koszmarnych. Na szczęście treść wynagradza te widoki.

Amy uważa, że małżeństwo nie jest w jej stylu. Myśli tak aż do momentu kiedy jej chłopak Stephen się jej oświadcza. Uważa też, że nigdy nie stanie się narzeczoną mówiącą tylko o przedślubnych przygotowaniach i szalejącą z powodu złego gatunku kwiatów. Również ten jej pogląd zostaje zweryfikowany przez życie. Bo oto, wyśmiewająca do tej pory koleżanki ogarnięte ślubną gorączką, Amy staje się szaloną narzeczoną, koszmarem dla otoczenia i kłębkiem nerwów, a jej najlepszą przyjaciółką zostaje "Prudencja"- piękna blondynka z okładki książki "Piękna panna młoda". Poradnik ten staje się dla Amy lekturą obowiązkową, uświadamiającą jej ciągle jak wielkie ma opóźnienia w stosunku do idealnego planu i jak wiele jeszcze będzie musiała zrobić.

Jeżeli spodziewacie się lekkiej, zabawnej lektury to macie rację, Dziennik szalonej narzeczonej jest właśnie dokładnie taki. Czytając zapiski Amy momentami zaczynałam się obawiać o jej zdrowie psychiczne. Szczególnie, że zaczyna ona podejrzewać cały świat o zwrócenie się przeciw niej i jej wymarzonemu ślubowi: babcia próbuje zniszczyć jej uroczystość, zła Chinka nie chce sprzedać tiary dla małych dziewczynek jako grzebienia do włosów, suknia odziedziczona po matce jest paskudna, a dodatkowo widziała pastora, który ma przewodniczyć ceremonii sikającego pod murem. Każdy taki drobiazg stanowi dla bohaterki wręcz koniec świata. Nic więc dziwnego, że staje się ona nie do wytrzymania, a ślubne zamieszanie wpływa również na jej pracę.

Amy jest jedną z bardziej nieogarniętych bohaterek z jakimi miałam do czynienia. Jest absolutnie zakręcona, z jednej strony uważa, że ominie ją ślubne szaleństwo, z drugiej pogrąża się w nim po uszy (z czego nie zdaje sobie sprawy). Na szczęście może liczyć na przyjaciółki, które interweniują w sytuacjach kryzysowych (np. kiedy narzeczony będzie chciał zamówić na wesele flecistów zamiast zespołu). Notatki, które prowadzi Amy pokazują jak z każdym kolejnym dniem coraz bardziej staje się szaloną narzeczoną. Krótkie wpisy z jej pamiętnika doskonale poprawiają nastrój i budzą uśmiech i współczucie.

Dziennik szalonej narzeczonej to jedna z dwóch książek napisanych przez Laurę Wolf. Druga opowiada późniejsze losy Amy, która, w równie niezrównoważony sposób, postanawia zostać matką. Niestety książka ta nie została na język polski przetłumaczona.

Wydawcy polecają lekturę Dziennika szalonej narzeczonej wszystkim przyszłym pannom młodym. Ma się on stać dla nich przestrogą i oderwaniem od własnego szaleństwa. Mnie nie było od czego odrywać, ale przyznam, że z przyjemnością czytałam tę książkę. Powiedziałabym, że jest to porządna dawka humoru w trochę hollywoodzkim stylu.

czwartek, 19 września 2013

Trochę kulturalnej prywaty

Wszystkich, którzy będą w najbliższym czasie przejeżdżać przez Łódź i chcieliby poobcować ze sztuką nowoczesną zapraszam serdecznie na wystawę, którą od poniedziałku będzie można oglądać w Muzeum Miasta Łodzi.


Pani Maria Diduch to, mieszkająca w Holandii, Polka, która prezentować będzie dwuwymiarowe prace z papieru, wykonane własną techniką.

wtorek, 17 września 2013

Z pupilem na smyczy. "Między nami nowojorczykami"

Zawsze chciałam mieć psa. Koniecznie owczarka. Niestety na drodze stawał mi brak zapału do wstawania bladym świtem i biegania z nim kilku kilometrów dziennie. Brak zapału nie minął mi z wiekiem, marzenie o psie pozostało dlatego biorąc do ręki Między nami nowojorczykami miałam nadzieję, że poczytam o przygodach tych czworonogów. Niestety psy są tu tylko pretekstem do pisania o ludziach.

Mamy szansę zajrzeć do ostatniego kwartału centrum Nowego Jorku, który nie został opanowany przez "modnych i bogatych". Tutaj, w pobliżu Central Parku życie płynie spokojnym rytmem. Jest to idealne miejsce dla właścicieli psów.

Jako pierwszą poznajemy prawie czterdziestoletnią Jody i Beatrycze- jej białego pitbulla. Jody jest starą panną, od zawsze mieszkającą w okolicy. Wydaje się jej, że jest zadowolona ze swego obecnego życia. Kiedyś jednak przez okno dostrzega Everetta, przystojnego mężczyznę zamieszkującego niedaleko i samotność zaczyna jej doskwierać. Kolejnym sąsiadem jest Simon, który uważa, że tak naprawdę żyje tylko przez miesiąc w roku, podczas polowań w Wirginii. W chwili kiedy poznajemy głównych bohaterów do jednego z mieszkań wprowadza się, świeżo porzucona przez chłopaka, Polly. Zajmuje ona lokal, w którym ktoś przed kilkoma dniami popełnił samobójstwo. Jako spadek po poprzednim właścicielu znajduje w jednej z szaf szczeniaka. Serwus staje się oczkiem w głowie zarówno Polly jak i jej brata, który się do niej wprowadza. Losy tych wszystkich ludzi splatają się ze sobą. Nawiązują się między nimi przyjaźnie, rodzą romanse. Pojawia się też wspólny wróg: Doris, kobieta, która nie lubi psów i walczy o to aby oczyścić centrum z ich ciągłej obecności. I przyznam, że to zdecydowanie ona była najbardziej interesującą osobowością w Między nami nowojorczykami.

Każdy z bohaterów ma jakieś problemy emocjonalne. Każdy został w jakiś sposób zraniony, porzucony, odepchnięty. Przenieśli swoje uczucia na zwierzęta albo schowali je głęboko w sobie. Nawet Jody, przedstawiana jako współczesna Pollyanna nie potrafi być w pełni szczęśliwa. Zachwyca się promieniem słońca, a jednocześnie kontempluje własną samotność. 

Między nami nowojorczykami trudno nazwać komedią romantyczną. Smutek, który każdy z bohaterów wnosi do fabuły sprawia, że mamy niewiele okazji do śmiechu. I tutaj, niestety, książka rozminęła się z moim o niej wyobrażeniem. Było zdecydowanie poważniej i szarzej niż się spodziewałam.

Książka nie wciąga, nie przykuwa uwagi. Jest zbiorem relacji ze spacerów z psem po parku i wizyt w lokalnej restauracji. Czytając ją miałam wrażenie ogólnej beznadziei i braku pozytywnych emocji. Tak jakby ktoś wyssał z bohaterów całe życie.

Cathleen Schine jest poczytną autorką powieści dla kobiet. Jej kariera rozpoczęła się już w latach 80. i od tego czasu pisarka święci międzynarodowe sukcesy. W Polsce zyskała rzesze wielbicielek dzięki książce Trzy kobiety z Westport

Jak zapewne zauważyliście ja się do wielbicielek autorki raczej zaliczać nie będę. Chociaż może po zachwalane Trzy kobiety z Westport kiedyś sięgnę. Na razie poszukam pogodniejszej lektury.

poniedziałek, 9 września 2013

Trzecie podsumowanie i wyniki rozdania

Z kilkudniowym opóźnieniem przyszedł czas na podsumowanie kolejnych trzech miesięcy naszych zmagań wyzwaniowych. Mam nadzieję, że wybaczycie poślizg- ostatnie dni spędziłam w towarzystwie jakie widać na zdjęciu. Było ono strasznie absorbujące i wybitnie nie chciało mi w pisaniu pomóc- stos (już przeczytanych) książek do recenzji osiągnął przez to przerażające wymiary  :)

  • Swój udział zgłosiły 24 osoby, z czego choćby jedną książkę przeczytało 15.
  • W sumie zamieściłyśmy 85 recenzji (licząc te, które powstały do końca sierpnia. Wrześniowych jeszcze nie dopisałam do listy żeby nie poginąć przy podsumowaniu).
  • Przez te trzy miesiące przeczytałyśmy prawie tyle książek ile przez pierwsze pół roku istnienia wyzwania, czyli rośniemy w siłę :)
  • Niedoścignionym wzorem została Paula z 17 lekturami. Kolejne wyniki należą do: Sylwuch (11) oraz Wiki i Imani (po 9). Serdecznie gratuluję!

Druga zapowiadana rzecz to rozwiązanie wygrywajki. Awantura na moście wyraźnie nie przypadła Wam do gustu. Chęć jej przygarnięcia zgłosiły tylko dwie osoby. Losowanie wyłoniło zwycięzcę i książka wędruje do:Eris. Gratuluję i proszę o przesłanie mi na maila adresu pod który mam wysłać nagrodę.