czwartek, 29 listopada 2012

W skwarnej... Szwecji. "Pokuta"

Miał być drugi Stieg Larsson...tyle, że lepszy. Było ogromne rozczarowanie.

Małym miasteczkiem na południu Szwecji wstrząsa brutalne morderstwo. Ofiarą jest para staruszków: Singe i Herman, która została zastrzelona w swoim domu. Ta zbrodnia zmusza do powrotu Konrada, ich adopcyjnego syna. Jest to jego pierwsza wizyta w rodzinnej miejscowości od 30 lat, a także pierwsze od tego czasu spotkanie z przyrodnim bratem- Klasem. 

I tak naprawdę od tego momentu zagłębiamy się wraz z bohaterem w senną i powolną atmosferę niewielkiej miejscowości. Miejsca, w którym nie dzieje się absolutnie nic. To wrażenie potęguje jeszcze, wspominany na co drugiej stronie, upał nie zachęcający do wychodzenia z domu. Momentami miałam wrażenie, że znajduję się na skwarnej pustyni gdzie pogoda doprowadziła do wyginięcia ostatniej formy życia i pozbawiła świat kolorów.

Konrad przechadza się wymarłymi uliczkami, prowadzi nic nie znaczące pogawędki i czeka jak potoczy się śledztwo, w którym znajduje się na czele listy podejrzanych. Próbuje jednocześnie dowiedzieć się co się stało z jego biologiczną matką. Ta senna teraźniejszość przerywana jest migawkami z dzieciństwa i młodości bohatera. Migawkami, które tylko częściowo znajdują uzasadnienie w fabule.  

Niestety, Pokuta nie obroniła się w moich oczach nawet dość ciekawym i niespodziewanym zakończeniem. Te kilka interesujących stron to zdecydowanie za mało na uzyskanie pochlebnej opinii. Szczególnie, że ciągnącej się fabuły nie usprawiedliwia nawet kreacja bohaterów. Zarówno Konrad jak i pozostałe postacie są pozbawione cech indywidualnych, charakterystycznych elementów, które utkwiłyby mi w pamięci. Troszkę wyróżnia się na tym tle: Palander, lokalny dziennikarz, wprowadzający do książki trochę kolorytu.

To co jeszcze uderzało mnie podczas lektury to wszechobecna beznadzieja i patologia. Przez całą powieść nie pojawia się chyba żaden pozytywny motyw, żadna nieskrzywdzona przez los osoba, co sprawia, że książka jest ponura. Irytowała mnie również pewna "biologiczność". Rozumiem, że nic co ludzkie nie jest nam obce, ale czy bohaterowie muszą co chwila pierdzieć, bekać, pluć i bluźnić?

Zastanawiającą mnie rzeczą, nie tylko przy lekturze Pokuty, ale i wcześniej podczas czytania pierwszej części Millenium były wszechobecne odniesienie do faszyzmu, nacjonalizmu i walkach Szwedów po stronie Hitlera podczas II wojny. Przyznam, że poczułam się zaintrygowana tym motywem. Nie wiem czy wynika on z tego, że aktualnie Szwecja jest na etapie "rozliczania się z historią" czy też pobudki są jakieś inne. Jakby ktoś z Was znał odpowiedź to chętnie zostanę uświadomiona. 

Przez ponad 20 lat swojej kariery pisarskiej Olle Lonnaeus tworzył artykuły o sytuacji politycznej w Szwecji, Europie i na Bliskim Wschodzie. Zajmował się przede wszystkim problematyką społeczną. Pokuta jest jego pierwszą powieścią. Książka została doceniona przez Szwedzką Akademię Pisarzy Kryminałów i przyznano jej tytuł najlepszego debiutu pisarskiego roku.

Jak można było zauważyć mnie książka do gustu nie przypadła. Dlatego nie będę polecać jej absolutnie nikomu.

Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle.


wtorek, 27 listopada 2012

Historia rodzinna. "Mężczyżni, którzy nienawidzą kobiet"

Po książki  o których jest głośno sięgam z dużym zaciekawieniem, ale i również z ogromną dozą nieufności i ostrożności. Tak było i tym razem. O serii Millenium słyszałam dużo pochlebnych opinii. Sama nie wiedziałam o niej tak naprawdę nic, ale kiedy trafiłam na pierwszy tom w bibliotece postanowiłam  przekonać się czym jest ta, tak szeroko zachwalana, lektura.

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet to powieść o dość poplątanej i wielowątkowej fabule. Głównym bohaterem jest Mikael Blomkvist współwłaściciel i dziennikarz w czasopiśmie finansowo- gospodarczym: "Millenium". Poznajemy go w chwili kiedy przegrywa proces o zniesławienie i na pewien czas wycofuje się z pracy pisarskiej. W tym momencie zgłasza się do niego Henrik Vanger, bogaty przemysłowiec, senior liczącego się w Szwecji, przemysłowego rodu. Ma on dla Mikaela nietypowe zadanie. Dziennikarz ma przez rok mieszkać na wyspie należącej do rodziny Vagnerów by, oficjalnie, zajmować się pisaniem biografii rodu. Nieoficjalnie jego zajęciem ma być rozwiązanie zagadki zniknięcia siostrzenicy Henrika, Harriety. Dziewczyna zaginęła przed ponad 30 laty. Zniknęła w momencie kiedy jedyna droga na wyspę była zamknięta, zaś na miejscu odbywał się zjazd rodzinny (w tym momencie nasunęło mi się skojarzenie z powieściami Agaty Christie, gdzie mordercą często bywa ktoś z "wewnątrz", zaś zamknięcie na wyspie przypomniało mi Dziesięciu murzynków).

Na początku wydawało mi się, że Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet będzie to kolejna powieść kryminalna z genialnym detektywem- amatorem. Jednak Stieg Larsson postarał się żeby nic nie było takie proste i pierwsze wrażenie okazało się być zdecydowanie mylące. Do Mikaela dołącza genialna i absolutnie nieprzystosowana społecznie Lisbeth Salander, kobieta zdecydowanie nietuzinkowa, potrafiąca znaleźć każdą, nawet najmniej wygodną, informację. Razem stawią czoła nie tylko tajemniczej zagadce z przeszłości, ale również złu, które dzieje się teraz.

Spotkałam się niedawno z opinią, że z tej książki dałoby się uzyskać materiał nie na jeden, lecz na kilka dobrych filmów- wystarczyłoby rozpleść wątki i sfilmować je osobno. I chyba jest to najlepsze podsumowanie pierwszej części trylogii Millenium. Niby na pierwszy plan wysuwa nam się zagadka kryminalna, ale jednocześnie wciągamy się w nazistowską historię rodziny Vangerów, poznajemy opiekuna społecznego Lisbeth Salander i przyglądamy się próbom znalezienia dowodów przeciw biznesmenowi, z którym Mikael przegrał w sądzie. Wszystkie te historie mogłyby funkcjonować niezależnie. I jest to zdecydowanym plusem książki gdyż co chwila zaskakuje nas ona coraz to nową opowieścią jednocześnie nie przytłaczając nimi wątku głównego.

Niezbyt pozytywną niespodzianką  było dla mnie zakończenie książki. Z jednej strony rzeczywiście interesujące, ale z drugiej zagłębiające się w mechanizmy finansowe i polityczne obce mojej duszy. 

Jak zapewne większość moli książkowych wie, Stieg Larsson nie dożył wydania serii Millenium. Jego wcześniejsze prace są, w większości, poświęcone ruchom skrajnie prawicowym, nacjonalistycznym i faszystowskim. Badaniu tej tematyki poświęcił się już w latach 80. Jego współpracownica z tego okresu wspomina, że już wtedy nosił się on z zamiarem napisania serii powieści detektywistycznych. Przed śmiercią ukończył trzy książki, o fragmenty czwartej toczone są boje między jego spadkobiercami.

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet to interesująca powieść kryminalna, pełna zagadek i zaskakujących zwrotów akcji. Zdecydowanie nie jest to lektura pogodna, ale jednocześnie przykuwa ona uwagę czytelnika i nie pozwala się oderwać od śledzenia losów bihaterów. Książka zainspirowała również ludzi kina, czego efektem są dwie produkcje filmowe: miniserial o tym samym tytule i film Dziewczyna z tatuażem. Co do filmów się nie wypowiem, ale książkę polecam wszystkim miłośnikom powieści kryminalnych/sensacyjnych.

Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle


sobota, 24 listopada 2012

Na Morzu Śródziemnym. "Władca Barcelony"

Wyobraźmy sobie Hiszpanię z połowy XI w. Kiedy Marti Barnaby przybył do Barcelony posiadał tylko list polecający do, nieznanego sobie, kapłana, Eudalda Llobeta. Nie spodziewał się, że w ciągu kilku dni pozna nie tylko nowych przyjaciół, ale również doświadczy uśmiechu fortuny.

Llobelt staje się jego przewodnikiem i mentorem. Pomaga Martiemu uporać się z przeszłością i wybaczyć wiecznie nieobecnemu ojcu. Jednocześnie przedstawia go odpowiednim osobom: żydowi Baruchowi Benevistowi, u którego został złożony na przechowanie niemały spadek Martiego i Bernartowi Montcusi, ważnej postaci na barcelońskim dworze, która ma umożliwić młodzieńcowi robienie interesów. I rzeczywiście bardzo szybko Marti zyskuje ogromny majątek. Cały ten wątek przypominał mi trochę taki "amerykański sen- od zera do milionera". Wszystko czego dotykał się nasz bohater okazywało się być doskonałym przedsięwzięciem, wpadał na genialne pomysły, poznawał odpowiednich ludzi i zamieniał ropę w złoto. Momentami było to dość przewidywalne i, jak dla mnie, przesadzone.

Oprócz niesłychanej żyłki do interesów Marti charakteryzuje się jeszcze jedną cechą: łatwością w zjednywaniu sobie ludzi. Tak naprawdę na całej swojej drodze spotkał tylko jednego człowieka, który był przeciw niemu i który nie zapałał do niego sympatią. Reszta chętnie nawiązywała z nim kontakty i obdarzała zaufaniem.

Nasz bohater nie ma za to szczęścia w miłości. Zakochuje się w pięknej nieznajomej spotkanej na targu niewolników. Kiedy okazuje się, że dziewczyna jest córką Bernarta Marti postanawia zasłużyć na jej rękę i obywatelstwo miasta. Wyrusza w dwuletni rejs wzdłuż wybrzeży Morza Śródziemnego, żeby zdobyć bogactwo i zaszczyty. Nie przeczuwa, że w tym czasie w Barcelonie dojdzie do tragedii...

Historia Martiego nie jest jedyną jaką uraczył nas autor. Splata się ona z równie ciekawą opowieścią, której akcja dzieje się na dworze. Podczas podróży dyplomatycznej hrabia Barcelony, Ramon Berenguer I zakochuje się w żonie władcy Tuluzy, Almodis z Marchii. Oboje porzucają swoje małżeństwa i rozpoczynają wspólne życie co bardzo nie podoba się babce Ramona, wszechwładnej Ermensendzie z Carcassonne oraz jego synowi z pierwszego małżeństwa. Każde z nich, na własną rękę, postara się uprzykrzyć życie zakochanym.

Pomimo tego że książka jest gruba (liczy sobie ponad 700 stron) nie odczuwa się znużenia lekturą. Akcja prowadzona jest sprawnie, owszem zdarzają się słabsze momenty, ale już za chwilę autor przykuwa czymś uwagę czytelnika. Niestety, tak jak wciągała mnie fabuła, tak też chwilami irytowała postać głównego bohatera. Marti jest absolutnie nieprzystosowany do czasów, w których przyszło mu żyć i zbyt idealny. Jest przeciwnikiem niewolnictwa, ale skoro wszyscy mają niewolników to i on, jednak nie jest "panem", a zaprzyjaźnia się ze swoimi ludźmi. Jest również oburzony traktowaniem Żydów, a także zasadami ich religii. Były takie momenty, że miałam wrażenie iż reprezentuje on spojrzenie współczesnego człowieka na czasy zamierzchłe.

Władca Barcelony to nie jedyna powieść historyczna autorstwa Chuho Llorensa. Niedawno ukazała się druga część książki:  Władca Barcelony II. Morze ognia. Muszę przyznać, że nie wyobrażam sobie tej kontynuacji, ale jeśli wpadnie mi w ręce to przeczytam przez ciekawość. Szczególnie, że część pierwsza to naprawdę dobra, barwna i przenosząca czytelnika w czasie powieść historyczna. Z przemyconymi wiernymi opisami strojów epoki, wyglądu miasta czy funkcjonowania dworu. To również świetne studium różnych charakterów. Już samo ukazanie wpływu jaki na zmianę zachowania mają pieniądze i władza zasługuje na słowa uznania. I nie chodzi mi tutaj o przemiany głównych bohaterów, ale chociażby o zachowanie odźwiernego w kontaktach z różnymi petentami.

Po raz kolejny trafiłam na książkę, o której mogę napisać wiele dobrego i polecić ją do czytania. Szczególnie tym, którym bliski jest klimat południa.

Książkę zgłaszam do wyzwań: Z literą w tle





środa, 21 listopada 2012

Nikt normalny się nie uchował..."Rodzinka do zwrotu"

Rodzinka Sedlaków zdecydowanie nie jest typowa. Starsze pokolenie to raczej wiekowy, ponad siedemdziesięcioletni pan, ceniony naukowiec i wykładowca oraz,  dwadzieścia pięć lat od niego młodsza żona. Ponad dekadę wcześniej zdecydowała ona, że ich małżeństwo się skończyło i najwyższa pora się rozwieść, ale w dalszym ciągu mieszkają oni razem. Z kolei młodsze pokolenie to mieszanka geniuszu i szaleństwa. Najstarsza siostra, Hopkins skończyła studia będąc jeszcze nastolatką, a obecnie, już po doktoracie, pracuje jako ceniony neurolog. Najmłodszy z rodzeństwa, Milton, od dwóch lat nie opuścił domu. Większość czasu spędza przed komputerem unikając ludzi.

Naszą narratorką jest Keats, środkowa z rodzeństwa, uznająca siebie za jedyną normalną jednostkę w rodzinie. Genialność bliskich jednocześnie wpędza ją w kompleksy i wprawia w zażenowanie. Siłę czerpie ona ze swego długoletniego związku z Tomem (zdecydowanie nie popieranego przez bliskich). Nie zauważa jednak, że przez ten związek odgrodziła się od rodziny murem.

Wszystko zmienia się dość gwałtownie kiedy w końcu dochodzi do wyprowadzki ojca z domu. Keats jest zmuszona wrócić na "łono rodziny", pomóc mamie w sprzątaniu i przygotowaniu do sprzedaży rodzinnego domu, zaopiekować się tatą, którego nowa sytuacja przerasta, i który w niedługim czasie ląduje w szpitalu. Musi też pogodzić się z tym, że jej mama randkuje z kilkoma facetami, zaś tacie bliższy jest jego asystent Jacob niż rodzona córka. W ciągu zaledwie paru dni jej świat staje na głowie. 

Rodzinka do zwrotu to to kolejna ciepła opowieść idealna na pochmurne dni. Pełna jest kontrastowych, wyrazistych postaci, które nie raz zaskoczą czytelnika. Tak naprawdę ta książka to niesamowita mieszanka słodyczy i smutku. Z jednej strony widzimy Keats, która powoli odkrywa, że idealny świat jaki stworzyła wokół siebie wcale taki idealny nie jest, z drugiej rodzinę w pewien sposób dysfunkcyjną, sprawiającą dużo rozczarowań, taką której nasza bohaterka nigdy nie podejrzewałaby o to, że może udzielić wsparcia czy otoczyć opieką. W pewnym momencie dziewczyna jest zmuszona zburzyć swój mur i przewartościować życie- nie obywa się bez emocji, ale rodzina staje na wysokości zadania.

Z twórczością Claire LaZebnik miałam do czynienia już wcześniej, przy okazji czytania zbioru opowiadań Amerykańskie dziewczyny poszukują szczęścia. Wtedy uznałam jej opowiadanie za jedno z bardziej udanych w książce i przyznałam, że autorce udało się mnie zaskoczyć. Udawało się jej to również w Rodzince do zwrotu. Ta powieść to jedna z tych książek, które czyta się błyskawicznie, a jednocześnie ma się wrażenie, że bohaterowie to nie tylko wykreowane przez pisarza twory, ale postacie realne, które chętnie byśmy poznali.

Polecam książkę wszystkim, którzy pragną domowego, nieprzesłodzonego ciepła, a jednocześnie są gotowi na spotkanie z lekko szalonymi bohaterami.

Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle


piątek, 16 listopada 2012

Nie tylko kostucha. "Płeć śmierci"

Profesor Jan Białostocki to postać, której wszystkim tym, którzy mieli do czynienia z historią sztuki choć trochę, przedstawiać nie trzeba. Uczył na wielu światowych uniwersytetach. Swoje wykłady głosił zarówno w Yale, Wisconsin, Nowym Jorku czy Paryżu. Na stałe związany był z Uniwersytetem Warszawskim. Był nie tylko wykładowcą ale i wszechstronnym teoretykiem- jego dorobek pisarski liczy ponad 500 prac naukowych. Jego zainteresowania koncentrowały się głownie wokół historii malarstwa, ale pisał także o doktrynach artystycznych czy metodologii historii sztuki.

Płeć śmierci to próba odpowiedzenia na pytanie skąd w obecnej kulturze wzięło się wyobrażenie zakapturzonej staruchy z kosą w ręku, a także jak kształtowało się przedstawianie tego motywu na przestrzeni wieków. 

Mamy więc starożytnego Tanatosa- uskrzydlonego młodzieńca, który przychodzi po bohaterów Iliady czy Charona przewożącego zwłoki na drugą stronę Styksu. Jednak główna uwaga autora skupiona jest na przedstawieniach związanych z religią chrześcijańską. I to zarówno tą średniowieczną z rozpadającymi się zwłokami, kościotrupami na koniach czy kobietą o wyglądzie czarownicy jak i późniejszą gdzie śmierć jawi się jako piękna, zazwyczaj roznegliżowana, niewiasta zasłaniająca zabieranej osobie oczy. Autor opisuje również jej mniej dosłowne oblicze dominujące szczególnie w twórczości romantycznej: cmentarze, rozpaczający po stracie dziecka rodzice, opuszczone opactwa, sarkofagi. Nie brakuje również odwołań do symboli barokowych. W książce znajdziemy opis licznych martwych natur czy przedstawień arkadyjskich.

Treści, które zawiera publikacja są bez wątpienia interesujące. Czytelnik poznaje sporo nowych, ciekawych faktów jednak zdecydowanie trudno było mi skupić się na lekturze. Płeć śmierci nie pretenduje do miana literatury popularno naukowej stąd zdecydowanie jej język do najprostszych nie należy.

Plusem książki są liczne ilustracje, które pozwalają obejrzeć opisywane dzieła sztuki. Dzięki temu czytelnik na bieżąco może mieć przed oczami omawiane motywy. Niestety jakość części z nich pozostawia wiele do życzenia. Nie chodzi już o to, żeby były one kolorowe, gdyż nie jest to koniecznością, ale żeby były jaśniejsze gdyż część czarno- białych reprodukcji jest niesamowicie ciemna przez co bardzo trudno jest zobaczyć opisywane szczegóły.

To co zdecydowania przeszkadzało mi w lekturze to, rodzące się momentami, przeświadczenie, że jest to książka tylko dla wybranych. Białostocki korzysta z wielu żródeł literackich, powołuje się na wielu myślicieli czy teoretyków cytując czy to fragmenty wierszy czy też wybrane zdania z ich prac. Niestety cytuje je w języku oryginału. Pojawiają się więc wstawki łacińskie, hiszpańskie, francuskie, niemieckie, angielskie. Niektóre z przywoływanych tekstów liczą sobie kilkaset lat  a dodatkowo są np. fragmentami poezji. I w zdecydowanej liczbie przypadków czytelnik nie znajdzie tłumaczenia w przypisach. W takich wypadkach starałam się podjąć próbę tłumaczenia, tak żeby chociaż wyłowić ogólny sens. Jak dla mnie takie próby są niestety tylko półśrodkiem. Co ma zrobić czytelnik kiedy natrafia na, zajmujący 1/3 strony, fragment w języku sobie absolutnie nieznanym? 

Co prawda Płeć śmierci lekturą łatwą nie jest, ale jest lekturą interesującą i można spróbować się z nią zmierzyć.

Książkę zgłaszam do wyzwań:  







a także do właśnie przeze mnie utworzonego: Nie tylko literatura piękna...




środa, 14 listopada 2012

Nie tylko literatura piękna

Nie da się nie zauważyć, że to co króluje na blogach książkowych to recenzje szeroko pojętej literatury pięknej. W zależności od gustów czytelniczych zmieniają się gatunki, które na takim blogu królują, ale przeważa fikcja literacka. 

Chciałabym zaproponować wyciągnięcie z lamusa książek mniej "porywających" czy "widowiskowych", a na pewno mniej popularnych. Początkowo myślałam nad wyzwaniem, ale ostatnio ich liczba w blogosferze gwałtownie podskoczyła tak że nie wiem czy kolejne jest jej potrzebne. Jeżeli wyrazicie zainteresowanie to oczywiście, oprócz tego, że będzie mi bardzo miło, rzucę rękawicę i zaproszę Was do podjęcia wyzwania. Na razie tworzę zakładkę na blogu.

O czym chcę pisać? O wszystkich książkach, które nie są oparte tylko i wyłącznie na fantazji autora. Na pewno o książkach historycznych, biografiach, wspomnieniach, ale również o wartych polecenia, bądź odradzenia, przewodnikach, poradnikach czy książkach kucharskich.

Co Wy na to?

wtorek, 13 listopada 2012

Liebster Blog czyli zostałam otagowana

Zostałam otagowana przez Prokastynację i z radością odpowiem na pytania :D

 
,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."


1. Masło do ciała czy balsam?

Raczej balsam- nie cierpię czuć kosmetyka na skórze, a balsamy lepiej się wchłaniają 
 

2. Ulubione perfumy? 

Kenzo Flower. Uwielbiam je absolutnie i bezgranicznie!

3. Jaki lakier masz obecnie na paznokciach?

Niestety żaden 

4. Komin, szal a może chusta?

Szal, taki średnio gruby.

5. Jaki film ostatnio obejrzałaś?

Z filmami to ostatnio kiepsko. Na pewno fragmenty "Skrzypka na dachu" i HP, a w całości to chyba, po raz kolejny, "Kochanice króla"

6. Największy kosmetyczny bubel?

Chyba nic mi takiego do głowy nie przychodzi.
 
7. Gdzie najczęściej kupujesz kosmetyki?

W Rossmanie

8. Jaki masz rodzaj cery?

Mieszany

9. Ulubiona polska marka kosmetyczna?

Ziaja, zdecydowanie najlepszy stosunek ceny do jakości.

10. Najdroższy kosmetyk jaki kupiłaś to?

Perfumy
 
11. Najlepsza maska do włosów to? 

Nie odpowiem, bo nie używam.

Taguję:

http://krimifantamania.blogspot.com/  
http://4marca.blogspot.com/
http://beata-szy.blogspot.com/
http://hrod-beraht.blogspot.com/
http://pieczarkamysia.blox.pl/html
http://alejaksiazek.blogspot.com/
http://drobiazgidomowe.blogspot.com/
http://brulionbeel.blox.pl/html
http://zielonowglowie.blogspot.com/
http://mojaksiegarnia.blogspot.com/
http://art-ishin.blogspot.com/

Przyznam, że nie zwracałam uwagi na liczbę obserwatorów :)

I moje pytania:
1. Pióro, długopis, a może już tylko komputerowo? Czym najczęściej piszesz?
2. Co Cię bardziej przestrasza: film czy książka?
3. Jaka jest Twoja ulubiona przekąska?
4. Bez czego nie wyobrażasz sobie domu?
5. Jakie miejsca chciałabyś odwiedzić?
6. Czego nigdy nie zjesz?
7. Gdybyś mogła wybrać studia nie kierując się rozsądkiem czy talentami, wybrałabyś?
8. Jakiego zwierzęcia nie chciałabyś posiadać?
9. Twój ulubiony zapach...
10. Epoka, w której mogłabyś żyć...
11. Z jakim książkowym/ filmowym bohaterem nie chciałabyś się zamienić?

sobota, 10 listopada 2012

Kolejne pokolenie. "A jeśli ciernie"

Po, dość średniej części drugiej, z obawami sięgałam po trzecią książkę z serii powieści o rodzeństwie Dollangangerów. I zostałam nią przyjemnie zaskoczona i miło rozczarowana.

Po wszelkich przeżyciach, które stały się ich udziałem w Płatkach na wietrze Cathy i Chris porzucają Karolinę Południową i wraz z synami Cathy przenoszą się w okolice San Francisco. Zamieszkują tam w położonym na uboczu domu i próbują prowadzić normalne życie. 

Tym razem naszymi narratorami będzie dwóch młodzieńców: czternastoletni Jory i dziewięcioletni Bart. Ten pierwszy wydaje się być idealnym dzieckiem. Wysoki, przystojny, zawsze uśmiechnięty i zadowolony, po rodzicach przejął talent do baletu. Z kolei drugi to absolutne jego przeciwieństwo. Dziecko skryte, ponure, zabijające się o własne nogi i zrzucające wszystko co znajduje się na wysokości jego ręki. Spragnione miłości i nie wierzące, że ktoś może go nią obdarzyć. 

Początkowo wydaje się, że rodzina w końcu uzyskała spokój i zapomniała o bolesnej przeszłości. Zmienia się to jednak kiedy do domu obok wprowadza się tajemnicza staruszka. Przykuwa ona uwagę Barta i zdobywa jego zaufanie. Podobnie jak mieszkający z nią lokaj, który uczy chłopca jak powinien zachowywać się prawdziwy mężczyzna i opowiada mu o wspaniałym Malcolmie Foxworth. Bogaczu, który uważał kobiety za odpowiedzialne za całe zło świata grzesznice, które kuszą mężczyzn i powinny smażyć się w piekle. Niestabilny umysł Barta chłonie wszystkie te nauki i w jego domu rodzinnym zaczynają się dziać coraz dziwniejsze, coraz bardziej makabryczne,  rzeczy, zaś długo ukrywana prawda powoli zaczyna wychodzić na jaw.

Po raz kolejny Virginia Andrews udowodniła, że potrafi napisać powieść, od której czytelnik nie będzie mógł się  oderwać. Każda kolejna strona pokazuje nam jak z niepewnego dziecka można uczynić psychopatę. Dodatkowo zostaje to zrobione tak umiejętnie, że przez długi czas zmiana pozostaje praktycznie niezauważona przez dorosłych.

W A jeśli ciernie czytelnik po raz kolejny znajdzie atmosferę grozy towarzyszącą mu podczas lektury Kwiatów na poddaszu. Znowu pojawia się motyw manii religijnej i głęboko zakorzenionej nienawiści, które niszczą wszystko co spotkają na swojej drodze. Zdecydowanie jednak nie jest to powtórzenie części pierwszej. Autorka nie popadła w schemat. Pomimo tego że po raz trzeci spotykamy tych samych bohaterów to jednak nie oni grają tu pierwsze skrzypce, a dopiero dorastające młode pokolenie. Oczywiście pojawia się motyw poddasza, ale bardziej jako przyczyny wszystkich nieszczęść niż samodzielnego wątku fabularnego. Nie przeczytamy po raz kolejny tej samej historii, co jest na pewno ogromnym plusem dla osoby, która sagę Dollangangerów czyta po kolei. W innym przypadku może być to pewne utrudnienie. 

To co również przypominało mi część pierwszą to przedstawienie matki jako ideału, który w wyniku pewnych wydarzeń zostaje z piedestału strącony. Udziałem synów Cathy stają się te same odczucia, które towarzyszyły zamkniętemu na poddaszu rodzeństwu: zwątpienie, poczucie życia w kłamstwie i utrata zaufanie do najbliższych.

Przyznam, że nie wierzyłam tym, którzy zapewniali mnie iż trzecia część sagi jest znowu wciągająca i trzymająca w napięciu. Jakoś po lekturze Płatków na wietrze trudno było mi zaufać takim opiniom. Teraz przyznaję, że się myliłam. Polecam wszystkim, którym spodobały się Kwiaty na poddaszu.

Książkę zgłaszam do wyzwania: Tydzień bez nowości. Listopad.

 


środa, 7 listopada 2012

Nie taki diabeł straszny..."Grzechy rodu Borgiów"

Grzechy rodu Borgiów  to książka, do której ciężko było mi się zabrać. Tłukła się we mnie obawa, że zacznę czytać, wciągnę się i będę musiała ją porzucić. Przecież niezależnie od ciekawości książki nie będę nosiła 600 stron w torebce... Nosiłam.

Któż nas nie słyszał o rodu Borgiów? Rodzinie owianej złą legendą. O Rodrigo- papieżu, który nie wstydził się pomagać swoim dzieciom w karierze i właśnie o tychże dzieciach. Przede wszystkim o Cezarze i Lukrecji, dwójce która zapisała się w powszechnej świadomości jako mordercy, truciciele i seksoholicy. Do historii przeszły orgie wyprawiane przez Cezara, jego kazirodcze stosunki z siostrą, równie kazirodcze stosunki Lukrecji z ojcem czy tajemnicza trucizna, która usuwać miała z drogi wszystkich ich wrogów. O tym, że już XIX- wieczna historiografia zrehabilitowała postać Lukrecji zazwyczaj się milczy gdyż byłoby to za mało malownicze. I niestety, ze wstydem, muszę się przyznać, że ten stereotypowy, mroczny obraz bardzo przemawia do mojej wyobraźni także z niecierpliwością oczekiwałam lektury pełnej grozy i tajemnic.

Tutaj muszę stwierdzić, że początkowo książka mnie pod tym względem rozczarowała. Jednak z każdą kolejną czytaną stroną zaczynałam ją coraz bardziej doceniać. Naszą narratorką jest młoda żydówka, Estera. Podczas ucieczki przed hiszpańskimi prześladowaniami traci ona matkę, a niedługo później ojciec postanawia wykorzystać ją do umocnienia roli rodziny w Rzymie. Do tego celu ma ona zmienić wyznanie, zostać dwórką Lukrecji Borgii i wraz z nią udać się do Ferrary. Od tego momentu Estera staje się Donatą, dość szybko również otrzymuje przydomek: La Violante- łamaczka obietnic.

Już od pierwszych chwil spędzanych na dworze Violante staje się ofiarą nieszczęśliwej miłości, przez pryzmat której będzie potem spoglądać na świat. Zakochuje się ona w Cezarze Borgii, mężczyźnie, który podaruje jej zarówno syna jak i wstydliwą chorobę. Uczucie, które będzie do niego żywić stanie się siłą niszczącą jej życie.

Przyznam, że spojrzenie na rodzinę Borgiów oczami kobiety darzącej ich pozytywnymi uczuciami było niezwykłym doświadczeniem. Violante brała udział w większości intryg jakie miały miejsce na dworze, jednocześnie nie rozumiejąc ich i darząc zarówno Lukrecję jak i Cezare ślepym zaufaniem. Może właśnie dlatego Grzechy rodu Borgiów wydawały mi się lekturą łagodną w porównaniu do innych książek na ten temat. W końcu zakochana kobieta jest w stanie wytłumaczyć przed sobą i otoczeniem nawet najgorsze uczynki ukochanego.

Równie interesujące było wewnętrzne zagubienie dziewczyny- przechrzty znajdującej się pomiędzy dwoma religiami, nie wierzącej tak naprawdę w żadnego z wyznawanych bogów. Zresztą autorka nie ukrywa, że religijność na włoskich dworach tego czasu była jedynie fasadą.

Grzechy rodu Borgiów to również interesujące studium obyczajów i historii Europy czasów Odrodzenia. Wszystko to zostało barwnie i plastycznie opisane, a każda ze stworzonych przez autorkę postaci jest indywidualnością przykuwającą uwagę czytelnika. Niezależnie od tego czy autorka opisuje papieża czy prostytutkę.

Sarah Bower jest wykładowcą pisarstwa na Uniwersytecie Wschodniej Anglii. Karierę literacką zaczynała od pisania artykułów do gazet. Obecnie poświęciła się tworzeniu książek. Jej pierwsza powieść opowiada o czasach podboju Brytanii przez Wilhelma Zdobywcę, druga to właśnie Grzechy rodu Borgiów. W książce tej miesza ona ze sobą fikcję literacką z historią, nadając autentycznym postacią nowe znaczenie.

Grzechy rodu Borgiów pozwoliły mi przenieść się w czasie i przestrzeni, spojrzeć innymi oczami na tę osnutą złą sławą rodzinę i zagłębić się w pięknej miłosnej historii. Zdecydowanie polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat





niedziela, 4 listopada 2012

Znowu stosy

Kiedy zaczynałam układać stos do sfotografowania to myślałam, że chociaż tym razem uda mi się przyzwoitość zachować i będzie on malutki. Jak zwykle nie wyszło i znowu zamiast jednego stosiku mam dwa stosy...




Po lewej biblioteczny, po prawej mój własny.





Z biblioteki przytachałam:
1. Jill Kargman, Rozwód od Armaniego- recenzja
2. Graham Moore, Sherlockista- recenzja
3. Lauren Weisberger, W pogoni za Harrym Winstonem
4. Monika Szwaja, Klub mało używanych dziewic
5, 6 Halina Auderska, Smok w herbie
7. Joanna Philbin, Córki łamią zasady
8. Elizabeth Gaskell, Mary Barton




I stosik mój własny.
Dwie pierwsze książki to egzemplarze recenzenckie od Instytutu Wydawniczego Erica, za które serdecznie dziękuję:
1. Agnieszka Chodkowska–Gyurics, Tomasz Bochiński, Pan Whicher w Warszawie
2. Juraj Červená, Bohatyr. Żelazny kostur

Reszta książek to zakupy poczynione głównie dzięki promocji w Weltbildzie:
3. Kelly Heart, Żony i kochanki Henryka VIII
4. Robert Rave, Nakręceni
5. Alexander McCall Smith, 44 Scotland Street-recenzja
6. Sarah- Kate Lynch, Za oknem cukierni
7. Chitra Banerjee Divakaruni, Mistrzyni przypraw
8. Kazuo Ishiguro, Nie opuszczaj mnie
9. Ellen Byerrum, Zabójcze cięcie

Znów na Manhattanie "Rozwód od Armaniego"

Co powinna zrobić trzydziestoparolatka, która przypadkiem odkryła, że mąż ją zdradza? Jej teściowa znalazła na to doskonałe rozwiązanie: zamykać oczy i udawać, że nic się nie dzieje. Jednak Holly nie wydaje się być do niego przekonana. Nie zmienia tego nawet groźba wykluczenia z "towarzystwa" i kobieta decyduje się na rozwód.

Słowa teściowej okazują się być prorocze i Holly zauważa, że odsuwają się od niej wszystkie znajome, jakby w obawie, że rozwodem można się zarazić. Jedyną jej towarzyszką pozostaje była szwagierka Kiki. Ułatwia jej ona akceptację nowego stanu rzeczy i pokazuje zakłamanie środowiska, w którym spędziły lata. Dla Holly zaczyna się nowe życie. Poszukiwanie pracy, randki, nowe miejsce zamieszkania i solenne przyrzeczenie, że już nigdy nie zwiąże się z żadnym z finansistów z Cite. 

Rozwód od Armaniego to kolejna książka o pięknych i bogatych mieszkańcach Manhattanu. Zdecydowanie mało ambitna lektura, ale przy tym niesamowicie przyjemna i wciągająca. Jest to również kolejna książka, która doskonale poprawia humor. No bo jak można się nie uśmiechnąć czytając o randkowaniu z nudnym, ale modnym młodzieńcem lub też starszym, ale bardzo napalonym artystą, który maluje głownie swoje akty? Dodatkowym komicznym elementem powieści jest była teściowa obu pań: Sherry Von. Istne wcielenie zła, pojawiające się w nieodpowiednich momentach i wysysające całą radość świata.

Pamiętać jeszcze należy o rodzicielskich obowiązkach wobec syna, o dziesięć lat młodszej następczyni znajdującej się przy boku byłego męża, a także towarzyszeniu rozrywkowej i artystycznej przyjaciółce w licznych galach i podbojach. W końcu dwie młode singielki nie będą się ukrywać w domach i oczekiwać ze spokojem starości. Chociaż Holly początkowo miała taki zamiar...

Dodatkowo smaczku książce dodają ironiczne uwagi dotyczące małżeństwa rozpoczynające każdy rozdział, a także przeróżne tabelki, wykresy i rówanania, które ukazują świat nowojorskiej society jako absolutnie pozbawiony sensu.

Jill Kargman to autorka już przeze mnie czytana wielokrotnie. Zawsze sięgając po jej książki mam pewność, że czeka mnie dobra zabawa okraszona nutką romantyzmu. Tak było również i tym razem. Rozwód od Armaniego to lektura, którą polecam gorąco.