sobota, 25 października 2014

W salonie figur woskowych. "Madame Tussaud"

Do tej pory Madame Tussaud kojarzyła mi się jedynie z Londynem. Nigdy nie zwróciłam uwagi na to, że twórczyni salonów figur woskowych nosi francuskie nazwisko. Już samo to było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Jeszcze większym było to, że kobieta ta miała skomplikowane i nietuzinkowe życie.

Marie Tussaud, a właściwie Marie Grosholtz poznajemy tuż przed wybuchem Wielkiej Rewolucji. Mieszka ona w Paryżu wraz z matką i przyszywanym ojcem i wraz z nim prowadzi salon figur woskowych. Udziela również prywatnych lekcji siostrze króla. Wydaje się, że rodzina żyje szczęśliwie: salon cieszy się popularnością, otaczają ich przyjaciela, a we wtorkowe wieczory to w ich domu zbierają się rozpolitykowani młodzieńcy mówiący o konieczności zburzenia starego porządku. Wszystko komplikuje się kiedy przechodzą oni od słów do czynów. 

Marie i jej rodzina znajdują się w centrum wydarzeń politycznych. Jako obcokrajowcy muszą tym bardziej udowadniać swoje oddanie rewolucji. Kiedy więc tłum przynosi pierwsze odcięte i okrwawione głowy, Marie siada na progu i wykonuje ich woskowe odlewy. Zaś po kilku dniach jedzie do Wersalu aby zabezpieczyć się również na wypadek powrotu monarchii.

źródło
Michelle Moran skupiła się w swojej powieści na dwóch kwestiach: prowadzeniu podwójnego życia i totalnej bezradności człowieka wobec politycznej nagonki i wobec tłumu. Marie robi odlewy głów kolejnych ofiar rewolucji, często osób, które znała i ceniła, ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli powie "nie", to zostanie zabita. Zaciska więc zęby, zamyka oczy, zobojętnia się na wszystko i przystępuje do pracy. Jednocześnie i ona i ojczym starają się grać na wszystkie możliwe fronty, tak żeby, niezależnie od tego kto ostatecznie uzyska władzę, znaleźć się na powierzchni. Trudno ich za to potępiać, ale była to postawa daleka od tych, które prezentują zazwyczaj idealni, pozbawieni skaz bohaterowie.

W ogóle Marie miała jeszcze jedną, poważną skazę. Jedyne co się dla niej liczyło to pieniądze. Wystawy w Salonie się zmieniały zależnie od tego jak powiał polityczny wiatr, ceny były podnoszone z chwili na chwilę, a Marie wszystko przeliczała na monety. Gotowa była poświęcić swoją miłość i przyszłość dla lepszego zarobku.

Jak większość powieści historycznych, tak i ta jest pisana z punktu widzenia głównej bohaterki. Po raz kolejny uznaję to za bardzo udany zabieg. Mamy szansę jej oczami patrzeć na to, co dzieje się w Paryżu, poczuć jej strach, nienawiść, obrzydzenie, pogardę i miłość. Dzięki temu historia ta staje się bardziej realna i przejmująca.

Madame Tussaud przenosi nas do Paryża roku 1789. Miasta śmierdzącego, pełnego gniewu i strachu. Jednocześnie udajemy się do pięknych ogrodów Wersalu i pod gilotynę. I każde z tych miejsc jest równie realne. Michelle Moran funduje nam podróż w czasie i przestrzeni. I to taką, której nie przypłacimy głową.

Gorąco polecam Wam tę powieść. Ja zaś wracam do stosu czekającego na recenzję- czas i wenę na czytanie mam. Gorzej z pisaniem.

czwartek, 16 października 2014

Szaleni seniorzy. "Wakacje w Europie"

Moje studia sprawiły, że wręcz nienawidzę wycieczek objazdowych. Nie cierpię spędzać pół dnia w autokarze, nocować co i rusz w innym miejscu, codziennie się pakować i nie wiedzieć kiedy nadejdzie koniec dnia i w jakich warunkach upłynie noc. Mimo to jednak, na taką wycieczkę, na jaką udała się bohaterka powieści Wakacje w Europie nawet ja bym się skusiła.

Gwen lubi mieć wszystko zaplanowane. Tak jak na przykład to, że jej chłopak oświadczy się w jej 30 urodziny. Jednak Richard ma inną wizję. Uznaje, że lato to zbyt mało nostalgiczny okres jak na taką decyzję. Rozczarowana obrotem spraw Gwen trafia na imprezę urodzinową organizowaną dla niej przez starszą, szaloną ciotkę i jej równie szalonych znajomych. Dostaje tam prezent, który jest spełnieniem jej najgorszych koszmarów: udział w 5-tygodniowej wycieczce po Europie w gronie hałaśliwych i ekstrawertycznych seniorów. Z biegiem czasu jednak, coś co początkowo jawiło się jako wielka katastrofa, zaczyna cieszyć Gwen. Jest to zasługą nie tylko piękna Europy, ale również Emersona- mężczyzny, który wyciąga ją z bezpiecznego kokonu. 

Jak sam tytuł wskazuje, Wakacje w Europie nie są głęboką i filozoficzną powieścią. To książka o miłości, zawiedzionych nadziejach, szaleństwach złotego wieku i obawach młodości, a tłem do tego wszystkiego są najsłynniejsze europejskie stolice. 


Marylin Brant ujęła mnie tym, że pokazała nam nie tylko rodzący się między Gwen a Emersonem romans, ale także miłość i związki w różnych stadiach. Od małżeństw nieszczęśliwych, do takich, które spędziły ze sobą całe swoje życie. Od osób samotnych, ciągle szukających miłości, poprzez te szczęśliwie zakochane, aż do owdowiałych, ale dalej pielęgnujących wspomnienie ukochanego. 

Wszyscy ci bohaterowie, których historie poznajemy, to postaci nietuzinkowe. Grupa, z którą Gwen wyruszyła na wakacje okazuje się być bardzo zróżnicowana. Gromada staruszków jadąca na turniej sudoku udowadnia, że nie tylko młodzi potrafią się bawić, i że w nich też jeszcze buzuje gorąca krew.

Powieść czytało się bardzo przyjemnie. Nie porywa ona może wartką, pełną niebezpieczeństw, akcją, ale autorka starała się sportretować każde z miast, w którym byli bohaterowie i nadać mu indywidualne cechy. Do tego celu używała najsłynniejszych budowli, historii czy typowego dla regionu jedzenia. W Wakacjach w Europie czuć zarówno klimat Paryża jak i Wenecji czy Londynu.

Jeśli więc tęsknicie za wakacjami i marzy się Wam zwiedzenie całej Europy, to książka ta przypadnie Wam do gustu.

niedziela, 12 października 2014

Orientalna miłość. "Tancerka z Kairu"

Pozostaję ostatnio w klimacie końca wieku XIX i początków XX. Tancerka z Kairu również zatrzymała mnie w tych czasach.

Jest rok 1893. W Chicago ma właśnie miejsce Wystawa Światowa. Przyjechali na nią reprezentanci wszystkich krajów i kultur. O zwyczajach często bardzo odmiennych od, dość sztywnych i zasadniczych, zwyczajów amerykańskich. Do takich zaliczają się tancerki brzucha, które przypłynęły aż z Kairu. Ich nieobyczajny strój i taniec sprawiły, że panowie zapełniają widownię, zaś panie płoną szczerym oburzeniem. Zadanie poskromienia bezwstydnych niewiast spoczęło na Paniach Zarządzających, kobietach z wyższych sfer, których życie upływa na ploteczkach, intrygach i przestrzeganiu konwenansów. Każda inność jest przez nie napiętnowana.

Wyznaczają one do tego zadania Dorę, świeżo upieczoną mężatkę, która właśnie dołączyła do ich grona. Już na pierwszy rzut oka nie pasuje ona do tego towarzystwa. Pochodzi z Nowego Orleanu, gdzie jej matka prowadzi hotel, ma nieznane pochodzenie, zadecydowanie ciemniejszą skórę niż powinna mieć kobieta z dobrego domu, nie szanuje zasad i pragnie wolności. Nic więc dziwnego, że orientalny taniec budzi jej zainteresowanie a nie oburzenie. Szczególnie, że tancerki wyraźnie rozpalają zmysły oglądających je mężczyzn, zaś mąż Dory zaczyna się od niej odsuwać.

źródło
Deanna Cameron zderzyła ze sobą dwa, bardzo odmienne światy. Najlepiej było widać to w momentach kiedy Dora, w swoim normalnym stroju, brała lekcje tańca. Jej ruchy były bardzo ograniczone, a gorset kaleczył. I tak jak ona nie mogła zrozumieć wyzwolenia Egipcjanek, które nie podlegały żadnemu mężczyźnie i miały prawo decydować same o sobie, tak one dziwiły się, zamkniętej w klatce, Amerykance.

Tancerka z Kairu to przede wszystkim powieść o miłości i próbie znalezienia własnego miejsca. A także o tym jak bardzo można porzucić siebie, żeby w to miejsce się wpasować. Jednocześnie jednak autorka pokazuje nam jak wyglądało życie kobiet z wyższych sfer. Często pozbawione uczuć, skupione jedynie na zewnętrznych przejawach luksusu i dobrobytu, zakute w sztywne ramy, tak jak ciała kobiet zasznurowane były w gorsetach. Cameron idealnie odtworzyła atmosferę tych spotkań przy herbatce, gdzie każda tylko patrzy komu teraz wbić szpilę. Równie barwne, i podobnie sympatyczne, były reakcje tychże niewiast na, dość wyzwolone na tym tle, tancerki z Kairu.

Cameron nie zapomniała również o gorących uczuciach. W końcu to, że mężczyźni mieli romanse było normalne i akceptowalne Ale nie dla Dory, w której żyłach krążyły gorące rytmy Nowego Orleanu. Również ona znajdzie kogoś dla kogo jej serce zabije. I może niekoniecznie będzie to jej mąż. Rodzinne tajemnice mogą ją jednak zmusić do wybrania bezpiecznego rozwiązania.

Jeśli chcecie się przenieść w świat schyłku XIX w. i jesteście gotowi stawić czoła stadu jadowitych żmij, to Tancerka z Kairu jest idealną powieścią dla Was.

niedziela, 5 października 2014

W walce z żywiołem. "Zgubieni".

Książka, o której chcę Wam opowiedzieć jest dość nietypowa. Powstawała przez dziesięć lat, a inspiracją były dla niej relacje z prawdziwych procesów jakie odbyły się w XIX wieku. Procesów, w których sądzeni byli ci, którzy przetrwali morskie katastrofy i doczekali ratunku.

Jest rok 1914. Grace Winter wraca wraz z małżonkiem do domu. Martwi się tym, że małżeństwo zostało zawarte w sekrecie i po przypłynięciu do Stanów będzie musiała stawić czoła srogiej matce Henry'ego. Niestety Cesarzowa Aleksandra tonie. Grace udaje się być jedną z trzydziestu dziewięciu osób, dla których znalazło się miejsce w szalupie ratunkowej.

Charlotte Rogan opisała w swej powieści chyba jedną z najbardziej przerażających sytuacji w jakich człowiek może się znaleźć. Już sam początek budzi niepokój. Szalupa jest przeładowana, kolejne płynące do niej osoby są odpychane. Nie zabrane zostaje nawet małe dziecko, koło którego łódź przepływa. Wszyscy mają nadzieję na szybki ratunek. Szczególnie, że zapasy jedzenia i pitnej wody są bardzo niewielkie. Kiedy jednak pomoc nie nadchodzi "ocaleni" stają przed ważnymi wyborami. Zaczynają sobie zdawać sprawę z tego, że od ludzi, którzy zginęli podczas katastrofy różnią się jedynie tym, że ich wyrok został odroczony.

Trzydzieści dziewięć osób, różnych charakterów, doświadczeń, nadziei. Wśród nich Grace, kobieta która później stanie przed sądem oskarżona o morderstwo. I która zostanie nakłoniona do napisania dziennika mogącego posłużyć obronie. Zgubieni to właśnie ten dziennik. Dzięki bezpośredniej relacji mamy okazję nie tylko przeczytać o tym co działo się na szalupie, ale również poczuć strach i beznadzieję jakie ogarniały Grace i jej towarzyszy.

Grace pisze o tym dość beznamiętnie. Przedstawia osoby znajdujące się na lodzi. Opowiada kto panikował, kto przejął dowodzenie, o czym dyskutowano, ale jednocześnie wydaje się momentami być od tego bardzo odległa. Jakby pobyt na morzu i walka o przetrwanie wyłączyły w niej emocje i sprowadziły jedynie do czysto biologicznych reakcji. Ta dwoistość momentami sprawiała, że miałam ciarki.

Zgubieni to pierwsza, i jak na razie jedyna, powieść Charlotte Rogan. Powieść bardzo nietuzinkowa i warta uwagi. Mam nadzieję, że nie będzie ona jedyną książką napisaną przez tę autorkę.

czwartek, 2 października 2014

Podsumowanie wyzwania

Pierwsze co rzuca się w oczy, kiedy patrzymy na efekty tej edycji wyzwania, to to, że wakacje nie są dobrą porą dla książek nie będących literaturą piękną. Latem albo królowały powieści (jak w moim przypadku) albo nie czytałyśmy w ogóle (w co trudno mi uwierzyć). 

W każdym razie coś wpłynęło na fakt, że w sumie przeczytanych zostało raptem 26 książek, z czego 16 przez Paulę! W tym miesiącu zamiast pierwszej trójki jest pierwsza piątka, do której, oprócz Pauli, należą: ania notuje, Iwona S., Sylwuch i Wiki. Jedynie one zamieściły recenzje. Gratuluję! Resztę zaś namawiam do wstydu. Ja płonię się cała.

W dalszym ciągu aktualną, na kolejne trzy miesiące, pozostaje zakładka: wyzwanie cz. IV. Jak zauważyłyście linki dodawane są mało na bieżąco i tak już raczej pozostanie, że raz na 2-3 tygodnie będę dopisywać wszystko hurtowo. Ale obiecuję niczego nie pomijać.