Po Cezannie z Niedzieli nad Sekwaną i Monecie z Kobiety z parasolką nadszedł czas na spotkanie z kolejnym malarzem. Oczywiście już pierwszy rzut oka na okładkę mówi nam, że tym razem będzie to Vincent van Gogh.
Jest lipiec 1888 r. Malarz od jakiegoś czasu przebywa w Arles, gdzie szuka tematów do swoich obrazów. Tam, przypadkiem, w parku, poznaje Rachel młodą prostytutkę zatrudnioną w miejscowym burdelu. Od tego spotkania zaczyna odwiedzać ją regularnie i bardzo szybko wychodzą poza relację prostytutka-klient.
Oboje są ludźmi doświadczonymi przez los, nieszczęśliwymi duszami poszukującymi miłości. Znajdują ją u siebie nawzajem. Rachel, kiedy tylko może, wymyka się do malarza. Spędza z nim dnie, staje się gospodynią w jego domu i towarzyszką podczas malowania. Sielankę przerywa przybycie Gauguina. Wprowadza on nerwową atmosferę zarówno w twórczość Vincenta, jak i w jego relacje z Rachel. Ostatnie spięcie między artystami doprowadza van Gogha do załamania nerwowego i okaleczenia. Od tej pory jego życie będzie pasmem ataków nerwowych, leczenia szpitalnego, a dla Rachel czasem oczekiwania na wyzdrowienie ukochanego i ślub.
W ogóle książkę czytało mi się źle. Autorka zastosowała znienawidzony przeze mnie środek: obcojęzyczne wstawki (w tym wypadku francuskie) w polskim (w oryginale zapewne angielskim tekście). Już kilkukrotnie pisałam, że uważam to za zabieg bezsensowny, niczym nieuzasadniony i kojarzący się z tanim artyzmem ("napiszę ma petite zamiast moja mała- będzie mądrzej/ciekawiej/bardziej klimatycznie). Jako że już podawałam argumenty popierające mój pogląd, tym razem powstrzymam się od wywodu.
Jednak, żeby nie było, że Słoneczniki mają same minusy. Kilka plusów też by się znalazło. Między innymi jednym z nich jest to, że Sheramy Bundrick, jako historyk sztuki, potrafi opisać poszczególne obrazy van Gogha tak, że stają nam one przed oczami. Przy tym nie zanudza ona czytelnika technicznymi szczegółami, ale odmalowuje artystyczną wizję. Korzystając z listów van Gogha do brata Budrick stara się również opowiedzieć nam historie, które stoją za malowidłami.
Słoneczniki to książka oparta na ciekawym pomyśle. Mnie jego wykonanie przypadło do gustu średnio. Czytałam ją bez zachwytu, ale też bez zbytniego bólu. Może więc dla Was będzie to lektura ciekawsza.