Co się stanie kiedy życie całej rodziny zostanie zdominowane przez jedno, tragiczne wydarzenie? Czy nagłe odejście najbliższych to coś, po czym można wrócić do normalnego życia? Takie pytania stawia przed czytelnikiem Marilynne Robinson, a odpowiedzi, których na nie udziela mogą nie przypaść do gustu.
Finferbone to mała mieścina na zachodzie Stanów Zjednoczonych. Zapewne byłaby ona jednym z wielu sennych miasteczek, gdyby nie tragedia, która miała tam miejsce. Lata wcześniej przejeżdżający przez nie pociąg zjechał z mostu do jeziora. Uratowały się jedynie dwie osoby. Reszty pasażerów nigdy nie odnaleziono. Jedną z ofiar był mieszkaniec Fingerbone: Edmund Foster. Pozostawił on żonę i trzy córki, zaś jego zniknięcie stało się początkiem rozpadu rodziny.
źródło |
Lata później, jedna z nich, Helen wraca do rodzinnego domu. Ze sobą przywozi dwie córeczki. Zostawia je u babci, a następnie zjeżdża samochodem do jeziora. Od tego momentu Ruth i Lucille trafiają pod opiekę różnych członków rodziny. Najpierw babci, później sióstr dziadka, a następnie siostry swojej matki Sylvie. Przybycie tej ostatniej miało być dla dziewczynek szansą na nowe życie jednak Sylvie nie jest taką zwyczajną ciotką. Od lat prowadzi życie włóczęgi, podróżując z jednego końca kraju na drugi. Swoje przyzwyczajenia i dziwactwa przynosi ona ze sobą do niedużego domku w Fingerbone. Powoduje tym nie tylko rozłam między siostrami, ale także silną reakcję mieszkańców.
Dom nad jeziorem smutku to książka bardzo melancholijna, pełna rozgoryczenia i rozczarowania światem, a także tęsknoty za szczęśliwym życiem. Przez cały czas miałam ogromną nadzieję, że tej nietypowej rodzinie uda się poukładać swoje emocje i stworzyć dom. Tak naprawdę, dość zapewne naiwnie, wierzyłam w to prawie do samego końca. Jednak Robinson ma dla nas inne zakończenie. Takie, które zmusza do refleksji.
źródło |
W ogóle jest to książka dość nietypowa. Dialogi, które się w niej znajdują można policzyć na palcach. Dla mnie było to spore zaskoczenie, ale jednocześnie doskonale wpisywało się w atmosferę powieści. Dom nad jeziorem smutku to historia opowiadana nam przez Ruth. Opowiadana z perspektywy czasu. Czytają miałam wrażenie, że trzymam w ręku jej wspomnienia spisane wiele lat później. To wrażenie potęgował jeszcze, wspomniany wcześniej, brak dialogów. Budził on uczucie, że oto Ruth chce się podzielić ze mną swoim życiem. Nie pamięta co kto powiedział, ale pamięta wydarzenia i swoje uczucia i reakcje.
Jeżeli spodziewacie się lekkiej i przyjemnej książki obyczajowej to sięganie po Dom nad jeziorem smutku niekoniecznie jest dobrym pomysłem. Ta powieść potrzebuje czasu i uwagi czytelnika. Wtedy możemy się w nią zatopić.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu M
Książkę zgłaszam do wyzwań: Historia z trupem, Klucznik
,,Dom nad jeziorem smutku" to bardzo dziwna książka, który wymaga skupienia i chwili spokoju. Nie łatwo było mi ,,wejść" w tę historię.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to przez dość specyficzny styl pisania. I taką jakąś tęsknotę za szczęście, którą ta książka dla mnie była przesycona.
UsuńPoświęciłam jej miesiąc czasu. Zapowiadało się świetnie. Szkoda tylko, że przez ten miesiąc bardzo się z tą pozycją męczyłam. A już myślałam, że odbiorę ją tak, jak większość czytelników. Nic z tego...
OdpowiedzUsuńTeż mam czasem tak, że wszyscy zachwycają się jakąś książką, a ja mam ochotę przez okno wyskoczyć jak ją czytam. I zawsze wtedy zastanawiam się kto z nas jest dziwny :)
Usuń