Za oknem słońce i upały, mieliśmy możliwość poczuć się jak w krajach południowych. Akurat, przypadkiem, moje czytelnicze podróże zawiodły mnie do upalnego Rzymu. Czytanie o sierpniu w Wiecznym Mieście w taką pogodę zdecydowanie pozwoliło mi się przenieść o te ponad półtora tysiąca kilometrów.
Cat jest osobą niesłychanie poukładaną i to nie do końca w dobrym tego słowa znaczeniu. Kiedy miała kilkanaście lat została porzucona przez matkę, a wychowaniem jej i siostry zajął się ich ojciec. Od tego czasu Cat wzięła na siebie odpowiedzialność za rodzinę. Porzuciła marzenia o artystycznych studiach i wyjeździe z domu, zdobyła za to "solidny" zawód księgowej i zatrudniła się w dużej firmie. Jest w stanie zrezygnować ze wszystkich swoich pragnień, żeby tylko pomóc najbliższym zrealizować ich marzenia. Zbliża się do 35 urodzin i nigdy nie zaryzykowała. Na ślubie młodszej siostry babcia bardzo boleśnie uświadamia ją, że jest samotna, nie ma własnego życia, po prostu wegetuje.
W Moich rzymskich wakacjach oglądamy Rzym nie tylko przez pryzmat filmu z lat 50., ale także przez soczewkę aparatu. Cat jest zafascynowana fotografią, robi zdjęcia najpiękniejszych chwil i miejsc, dzięki czemu niejako zamraża dla nas swoje wspomnienia. Pod powłoką silnej, zbawiającej świat kobiety kryje ona romantyczną duszę, którą udało się autorce pokazać.
Zresztą tak samo udało się jej oddać urok Wiecznego Miasta. Miałam wrażenie, że spaceruję jego wąskimi uliczkami, przyglądam się tłumowi, który je wypełnia, podziwiam, zarówno nocą jak i w dzień, jego zabytki. Aż zamarzył mi się wyjazd.
Kristin Harmel stworzyła bardzo ciepłą, wakacyjną książkę, od której nie mogłam się oderwać. Pochłaniałam kolejne strony i zazdrościłam bohaterce zarówno romantycznej przygody jak i przyjaciół, których napotkała.
Po lekturze Moich rzymskich wakacji mam wrażenie, że powinnam obejrzeć film, który stanowił inspirację dla autorki. Mam nadzieję, że zachwyci mnie on w tym samym stopniu co książka.
Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle