..., ponieważ może zdarzyć się wypadek". Jest to jedna z wiktoriańskich mądrości, którymi uraczy swoich czytelników Agata Christie.
Autobiografia zdecydowanie nie jest jedynie zbiorem informacji o samej autorce. To co się od razu rzuca w oczy to fantastyczny opis czasów, w których przyszło jej dorastać i tworzyć. Z jednej strony dowiadujemy się jakim dzieckiem była Agata, co ją ciekawiło, czym się bawiła. Zaskoczeniem dla mnie była informacja, że nie była ona poddana żadnej edukacji. Nie skończyła szkoły, nie brała prywatnych lekcji, nie była kształcona w domu przez rodzinę. Była chyba ostatnim pokoleniem panienek, które miały umieć zachować się w towarzystwie, grać na fortepianie, rysować, mówić po francusku itd. Wpływ na to zapewne miał fakt, że była trzecim, najmłodszym dzieckiem swoich rodziców i byli oni dla niej zdecydowanie bardziej pobłażliwi niż dla jej starszego rodzeństwa.
Towarzyszymy autorce tak naprawdę od pierwszych zapamiętanych przez nią wspomnień, aż do roku 1965 kiedy skończyła pisać Autobiografię. Dzieli się ona z czytelnikiem zarówno chwilami sukcesu jak i klęski, pozwala nam zajrzeć do wnętrz jej domów i stać się miłym gościem, który bierze udział w ważnych dla rodziny wydarzeniach. Czujemy się zaproszeni do jej życia, a nie jak podglądacz, któremu ukradkiem udaje się podpatrzeć chwile intymności. Wrażenie to zwiększają jeszcze fotografie z różnych okresów życia autorki, jakimi książka została wzbogacona. Dzięki temu nie ma wrażenia czytania o osobie obcej, nieznanej. Jest to raczej jak słuchanie historii opowiadanej przez babcię, połączone z oglądaniem rodzinnego albumu.
Byłam pod wrażeniem siły jaką wykazywała autorka podczas obu wojen światowych. W trakcie pierwszej, jako młoda dziewczyna, pracowała w szpitalu opiekując się przywożonym z frontu rannymi. Później przygotowywała leki w przyszpitalnej aptece. Tę samą pracę wykonywała podczas kolejnej wojny. Drugą rzeczą, która wywarła na mnie wrażenie były jej liczne podróże. W czasach kiedy przemieszczano się dużo wolniej i zdecydowanie mniej wygodnie niż obecnie Christie jeździła na Bliski Wschód czy do Afryki. Autobiografię zaczęła pisać w Iraku gdzie przebywała na wykopaliskach archeologicznych. Miała wtedy 65 lat. I zdecydowanie potrafiła cieszyć się życiem.
Drugą stroną Autobiografii jest, dla mnie wręcz genialne, ukazanie "ducha epoki". Christie bez skrępowania pisze o problemach z zatrudnianiem służących, stosunkach jakie panowały w Anglii początków XX wieku, przebiegu prac archeologicznych. Dowiadujemy się przy okazji, że wstawienie do spiżarni zarekwirowanego domu 14 sedesów wojsko uznaje za ulepszenie, którego koszty powinien ponieść właściciel nieruchomości czy, że sama Agata w rubrykę zawód wpisywała "przy mężu" gdyż przez lata nie czuła się nikim więcej.
Niejednokrotnie trafiałam na rzeczy, które mnie wydawały się wręcz absurdalne, budziły uśmiech, a sto lat temu traktowane były z największą powagą jaką tylko można sobie wyobrazić. Trzeba przyznać, że sama autorka, patrząc z perspektywy czasu, niejednokrotnie dostrzega i podkreśla irracjonalność pewnych zachowań. Przypomina mi przy tym pannę Marple: szczerą do bólu, z przyjemnością plotkującą, a jednocześnie nie rozwodzącą się nad uczuciami i filozofią życia.
Autobiografię czyta się z taką samą przyjemnością i zaciekawieniem jak najlepsze kryminały Agaty Christie. Po raz kolejny autorka sprawia, że od książki nie można się oderwać. Polecam zdecydowanie.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat
Książkę zgłaszam do wyzwania: Nie tylko literatura piękna...